To tu, w konfesjonale, skandaliczna, „antywychowawcza” i radykalna nauka Ewangelii o całkowitym, bezwarunkowym przebaczeniu przekłada się na język życiowej praktyki. Pokłócisz się śmiertelnie, popełnisz zbrodnię, zdradzisz – a tu słyszysz: „Za pokutę proszę… Udzielę Ci teraz rozgrzeszenia…”. Wystarczy wiara, szczery żal, wyznanie win, postanowienie poprawy, modlitwa i… zostajesz ułaskawiony. Czy to nie cud?
Wszyscy pragniemy dobrej i owocnej modlitwy, zwłaszcza jeśli jest to czas rekolekcji. Szczerze pragniemy, żeby przychodził do nas i udzielał się nam Ten, o którym wiemy, że Jego Miłość stwarza nas nieustannie, ogarnia i niesie. Pragniemy też, by pogłębiała się świadomość naszej chrześcijańskiej tożsamości... Spełnienie tych szlachetnych pragnień zależy zapewne od wielu „czynników”. Jednym z nich, najważniejszym i najbardziej osobistym, jest nasza modlitwa. Wszyscy mamy w tym względzie pewne doświadczenia. Jedne nas radują, inne smucą i rodzą poczucie pewnej bezradności i zniechęcenia.
___________________