logo
Piątek, 10 maja 2024 r.
imieniny:
Antoniny, Izydory, Jana, Solange – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Henryk Bejda
Szczęście w cieniu gilotyny
Źródło
 


 

Rodzinny przepis na niebo:
Franz i Franziska Jaegerstaetter

Najukochańsza Żono, dziś upłynęło siedem lat, jak wobec Boga i kapłana przyrzekliśmy sobie miłość i wierność. (...) Patrzę w przeszłość i rozważam szczęście i rozliczne łaski, które stały się naszym udziałem w ciągu tych siedmiu lat, które graniczyły nawet z cudem. (...) Najukochańsza Żono, dlaczego mielibyśmy się tak bardzo niepokoić o przyszłość, skoro Ten, który dotąd nas strzegł i uszczęśliwiał, nie opuści nas też nadal, jeśli tylko nie zapomnimy o wdzięczności i nie ostygniemy w dążeniu do nieba. Później nasze szczęście będzie trwało dalej, aż przez całą wieczność. Kiedy teraz siedzę za murami więzienia, to także myślę, że wciąż mogę polegać na Twojej miłości i wierności, a jeśli nawet miałbym się odłączyć od Ciebie w życiu doczesnym – również i poza grobem – pisał w przesłanym z więzienia w Linzu liście do żony Franz Jaegerstaetter. Kilka miesięcy później 36-letni Austriak został zgilotynowany.

Za młodu Franz – Austriak z St. Radegund w Górnej Austrii – nie stronił od rozrywek. Uważano go za lekkoducha, chłopaka wesołego, kochającego życie i lubiącego się bawić. Jako przystojniak cieszył się powodzeniem u dziewcząt. Tak jak większość pozostałych mieszkańców swojej wsi był wprawdzie katolikiem, ale nie przejmował się zbytnio ani nakazami wiary, ani opinią księdza. W 1927 r. Franz opuścił rodzinną wioskę, udając się „na poszukiwanie przygód”. Kilka lat spędził pracując w kopalni rudy w Styrii. Żyjąc wśród zateizowanych robotników, przestał chodzić do kościoła. Do praktyk religijnych powrócił dopiero po powrocie do St. Radegund. Lata przeżyte z dala od Kościoła dały mu się jednak we znaki. Zrozumiał, że bez Boga „nigdy nie będzie szczęśliwszy”. Wydoroślał i spoważniał. W 1932 r. otoczył opieką 10-letniego kuzyna i chrześniaka Franza Hubera, który dopiero co stracił ojca. Ulegając presji rodziców i znajomych, zaczął rozglądać się za towarzyszką życia. Znalazł wprawdzie dziewczynę – służącą Theresię Auer – ale ich znajomość okazała się nietrwała. Związku tego nie było w stanie „skleić” nawet nieślubne dziecko – owoc ich przelotnego romansu. Choć Franz nie poślubił matki dziecka, nie uciekał od odpowiedzialności. Do końca życia troszczył się o małą Hildegardę, odwiedzał ją i płacił na nią alimenty (później, razem z żoną zaproponowali nawet, że wezmą dziewczynkę do siebie, ale ani matka dziecka, ani jego babka nie chciały się na to zgodzić).

Franz spotyka Franziskę

W 1935 r. Franz poznał Franziskę Schwaninger. Spotkali się podczas potańcówki w gospodzie „Ur Reib” w Ach, w której dziewczyna pracowała. Zawierając znajomość, głęboko wierząca i zaangażowana w kościelnej wspólnocie młodzieżowej Franziska upewniła się, czy Franz jest wierzący i czy uczęszcza do kościoła. Młodzi „chodzili” ze sobą zaledwie sześć miesięcy. Dłużej czekać nie chcieli, a poza tym czas naglił, bowiem w gospodarstwie Franza nagle zabrakło rąk do pracy.

W Wielki Czwartek – 9 kwietnia 1936 r. o 6.30 rano Franz i Franziska wzięli ślub. Bez specjalnej pompy i – na przekór wiejskim obyczajom – bez wesela. Co więcej, tego samego dnia wieczorem odbył się pogrzeb przyrodniej siostry Franza. Młodzi małżonkowie i wtedy zachowali się bardzo nonkonformistycznie – nie poszli nań, bo kilka godzin wcześniej wyjechali w kosztowną podróż poślubną do Rzymu. W stolicy chrześcijaństwa małżonkowie nawiedzili miejsca święte i wzięli udział w papieskiej audiencji.

W niedługi czas po ślubie Franziska powiła trzy dziewczynki. Młoda, bardzo religijna kobieta wywarła bardzo dodatni wpływ na małżonka. To bez wątpienia właśnie ona na początku ich wspólnego życia była bardziej wierząca – już wtedy często przystępowała do Komunii św., z chęcią uczestniczyła też w nabożeństwach do Serca Jezusowego. To dzięki „Fani” Franz stał się „inny”, zaczął częściej przystępować do sakramentów świętych i rozmiłował się w religijnej lekturze, z czasem żonę w tym prześcigając. Po pewnym czasie – jak stwierdziła Franziska – „jedno drugiemu pomagało w wierze”, a ostatecznie to Franz zaczął grać w ich życiu duchowym „pierwsze skrzypce”.

 
1 2 3  następna
Zobacz także
Grażyna Starzak

Gdy dzisiaj mówi się o rodzinie, mamy na myśli głównie kobietę, mężczyznę oraz dzieci. Ale terminu rodzina zwykło się także używać w odniesieniu do siostrzeńców, stryjenek, teściów, szwagrów, do wszystkich bliższych i dalszych kuzynów. A ponieważ współczesne rodziny kurczą się, bo mamy coraz mniej dzieci, nasze potomstwo mówi "ciociu", "wujku" także do przyjaciół domu. 

 
o. Włodzimierz Zatorski OSB

Wątpliwość dotyczy samego rozumienia życia i śmierci. Żeby tę wątpliwość lepiej zobaczyć, należałoby wrócić do podstawowego dramatu człowieka, jaki wyraża opis grzechu rajskiego. Po stworzeniu człowieka mężczyzną i kobietą Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną..." (Rdz 1,28). Stwórczy zamysł Boga zawiera w sobie błogosławieństwo i życie. Bóg stwarza człowieka, by żył i się rozwijał.

 
Danuta Piekarz, Elżbieta Tąta, kl. Marek Kudach SP

Wierność niejedno ma imię... Czy wystarczy nie zdradzać, by móc powiedzieć sobie z czystym sumieniem: "moja wierność jest bez zarzutu"? Każdy wie, że tak nie jest: że obok tej prawdziwej, głębokiej wierności istnieją najrozmaitsze formy wierności czysto formalnej, niektóre tak wysublimowane, że trudno je zdemaskować, zwłaszcza we własnym życiu (wobec innych z reguły mamy bardziej wyostrzone spojrzenie). Przyjrzyjmy się kilku sytuacjom, a następnie spójrzmy na samych siebie: może gdzieś w głębi, w łagodniejszej formie, czai się w nas jakiś rodzaj pseudo-wierności?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS