logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Michał Zioło OCSO
Ocean Boga
Miesięcznik W drodze
 


Pytanie św. Bernarda stawiane w tej części traktatu O miłowaniu Boga (§ 16-23), „jak mamy kochać Boga?”, jest pytaniem z tezą – nie wolno nam zapominać, że kryje się za nim doświadczenie Boga, które było udziałem cysterskiego mistyka. Warto dostosować odpowiedź na to pytanie do wiedzy św. Bernarda o Bogu, która jest jednym z owoców doświadczenia Jego przyjścia, odsłonięcia się i odejścia. Bernard używa w tym fragmencie traktatu dwóch imion odsłaniających Bożą naturę: jest On Niezmierzony i Nieskończony.

Niezmierzony

Przywołanie tego imienia służy Bernardowi do sprowokowania debaty na temat naszych ograniczonych pojęć o Bogu. Oczywiście można zatrzymać się na teoretycznych roztrząsaniach ograniczeń naszego języka, wyrazach naszego niezadowolenia ze zbyt rewolucyjnej lub konserwatywnej teologii, ale Bernard chce pozostać pasterzem, doświadczonym przewodnikiem. Interesuje go raczej nasza praktyka życia – przypatrując się jej bacznie, możemy z dużą dozą wiarygodności stwierdzić, jaki Bóg nas zamieszkuje: czy jest to Bóg statyczny, na którym możemy bez trudu „położyć rękę”, czy też jest to Ktoś wolny, nieprzewidywalny w swoich planach, niezależny od naszej małej stabilizacji i dopiero co odniesionego sukcesu.

To przepytywanie nas z Boga, metoda rachunku sumienia z naszych czynów, jest i było owocne w każdym czasie Historii świętej. Przywołam przykład króla Dawida. Jest rok 1000 przed narodzeniem Chrystusa i rudowłosy „pastuszek poeta” wyrósł na prawdziwego króla. Zdobył Jerozolimę i ustanowił w niej stolicę swojego królestwa. Teraz marzy o zbudowaniu świątyni dla Pana Zastępów Izraela. Zdaje się, że plan jest bardzo szlachetny, jednak budzi sprzeciw nie tylko proroka Natana, ale także innych wierzących. Nie można nie dostrzegać ogromnych politycznych talentów Dawida, jego zasług – jak choćby zaprowadzenie w regionie pokoju (co sprzyjało powstawaniu wielkiej literatury). Czy jednak intencje Dawida w rzeczywistości są aż tak szlachetne? Odtąd przecież obecność Boga w Jego ludzie będzie związana z instytucją królestwa, będzie On niejako zależał od człowieka i skończy się czas, kiedy to Bóg niemający stałego adresu prowadził swój lud tam, gdzie mógł on odnaleźć trudną wolność. Jeśli więc św. Bernard zamyka odpowiedź na pytanie, „jak kochać Boga?” w świetnej zresztą literackiej sentencji: „Miarą kochania Boga jest kochać bez miary”, to przez to samo wzywa nas do zdarcia wszystkich siatek i ekranów zabezpieczających nasze serce, wyjścia z zastanych kategorii, z tego świętego repetytorium, które dawno już być przestało słuchaniem Boga, a bardziej przypomina zebranie klubu potwierdzającego naszą świętość.

Każdy z nas jednak wie, jak trudno porzucić nasze własne miary, które tak bardzo porządkują nam świat wokół, jak bardzo chcemy, by wszyscy byli do nas podobni w reakcjach, nie wyłączając nawet samego Boga. I jak bardzo jesteśmy oburzeni, kiedy pojawiają się sytuacje nieprzewidziane, a realia np. miłości idą pod prąd naszych wyobrażeń. Mówi św. Bernard: „Kocha Niezmierzoność, Nieskończoność, Miłość przechodząca wszelkie wyobrażenia ludzkie. Kocha Bóg, którego wielkość nie ma jakichkolwiek granic, a mądrość wymiarów, i Jego »pokój przewyższa wszelkie pojęcie« (por. Ef 3,19). My zaś odmierzać będziemy miłość naszą?”.

Kochanie Boga „bez miary” oznacza wejście w Bożą logikę, bulwersującą logikę, „która boli”. Jak często mówimy: „to dla zakonników, sióstr… nie mam sił, brzydzę się ubogimi, sam jestem ubogi, co może znaczyć w tym morzu bezprawia i korupcji mój głos, mój gest? Jakie ma znaczenie, czy się modlę o pokój na świecie, czy nie?”. Lub – „mam prawo do spokoju, do świąt, wołowej pieczeni, wypoczynku w górach, kolekcji starej broni. I jakie szczęście, że nie jestem jak chociażby ten celnik… wiem, nie jestem idealny, ale płacę podatki i oburza mnie to i owo, mam więc sumienie. Jestem dobrym chrześcijaninem, ale irytują mnie takie słowa, jak »zjednoczenie z Chrystusem« i cała ta mistyka świadcząca tylko o tym, że ludzie mają za dużo czasu. Chociaż tak prawdę mówiąc, to wszystkiego mam już dosyć i nic już nie wiem, przestało mnie »to« wszystko obchodzić, byle do emerytury, i po co żyć, skoro życie jest właśnie takie: szybkie, pełne bólu, niezrealizowanych obietnic, wypełnione rzeczami najoczywiściej zbędnymi”.

Kochać bez miary? Tak, wyzbyć się swoich miar, takiego przykrawania rzeczywistości, żeby pasowała do mojego małego świata bronionego do ostatniej kropli krwi. Dokąd nas to zaprowadzi? „Powstanie w nas dziwny, na początku przerażający głód porzucenia siebie – nie zdrady siebie, ale porzucenia… wyjścia z ochronnej skorupy, z głupstwa nas zamieszkującego – powiedzmy jeszcze ostrzej: z naszego prywatnego, schludnego, bo pobielanego z zewnątrz grobu”. Zaczynamy nienawidzić naszą pychę. Dlaczego używam tak niebezpiecznego czasownika jak „nienawidzić”? Jest on jedynym adekwatnym słowem na określenie tego właśnie stanu.

 
1 2 3  następna
Zobacz także
Stanisław Musiał SJ
Pytanie o miłość do Jezusa rodzi się w duszy na gruncie świadomości grzechu. Odpowiedź Piotra na pytanie Jezusa – to najdojrzalsza odpowiedź, na jaką stać człowieka: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Piotr jest ostrożny. On już kiedyś chciał być lepszym od innych: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię (Mt 26, 33). Teraz Piotr jest pokorny. Nie ufa sobie. Zasmucił się Piotr, mówi Pismo Święte, gdy Jezus zapytał go po raz trzeci, czy Go miłuje. 
 
ks. Mirosław Tykfer
„Zgorszenie” Jezusem nie prowadziło więc do upadku moralnego, ale oznaczało trudność w przyjęciu objawionej w Nim prawdy o Bogu, który jest miłością. Patrząc na życie Jezusa, Jego ciało, pochodzenie i rodzinę, mógł ktoś pytać o prawdziwość tego objawienia. Jak to możliwe, że Bóg przychodzi w ludzkiej postaci? Dlaczego mamy wierzyć temu człowiekowi, który jest podobny do nas, że On naprawdę jest Bogiem? 
 
Tomasz Powyszyński

W życiu chyba każdego wierzącego pojawia się w pewnym momencie pytanie o to, jak się modlić. Czy robić to własnymi słowami, płynącymi prosto z serca, tak jak się w danym momencie czuje, zgodnie ze swoim aktualnym nastrojem? A może korzystać z modlitw sprawdzonych, zatwierdzonych już przez Kościół i proponowanych na różne okazje?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS