logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Monika Białkowska
Nie ludzie wymyślili Kościół
Przewodnik Katolicki
 
fot. Alexander Watts | Unsplash (cc)


Kiedy ludzie odchodzą z Kościoła albo choćby udają się na wewnętrzną emigrację – zgorszeni złem, przestępstwami, grzechem – myślą o Kościele tu i teraz. Gniew i bunt kierowane są przeciwko instytucji, reprezentowanej zarówno przez hierarchię, jak i świeckich, czasem również przez media czy polityków.

 

W tym słusznym nieraz gniewie umyka nam świadomość, że Kościół to coś więcej, niż „tu i teraz”. To więcej niż zhierarchizowana instytucja, pełniąca określoną rolę w społeczeństwie.


Trudno jest dziś o tym mówić, bo łatwo odczytane to być może jako próba odwrócenia uwagi od kryzysu albo jako usprawiedliwienie zachowań, które nie powinny mieć miejsca. Jednocześnie jednak bez tej prawdy nie sposób zrozumieć Kościoła i mówić o nim uczciwie. Ta prawda brzmi: Kościół jest Chrystusowy.


Dla wierzących nie jest to usprawiedliwienie. To wyzwanie i wyrzut sumienia, które nie pozwalają zgadzać się na grzech w Kościele i uznać go za nieunikniony. Tym bardziej nie pozwalają unosić się pychą i przypisywać sobie większe niż innych prawa czy zasługi.


Kościół jest Chrytusowy – to znaczy, że dostaliśmy w ręce skarb. Dostaliśmy, a nie sami zbudowaliśmy. Dostaliśmy, a nie został nam narzucony.


Świadomość początków, źródeł Kościoła, pozwala inaczej patrzeć na przeżywany kryzys: nie jak na koniec świata, ale jak na drogę oczyszczenia i tęsknotę za tym, czego dla Kościoła chciał Jezus. Bo to nie ludzie wymyślili Kościół.

 

Nikt się nie umówił


Wszystko zaczęło się dwa tysiące lat temu od publicznych wystąpień mężczyzny z Nazaretu, Jezusa, syna Marii. Jezus był pobożnym Żydem, praktykującym, odwiedzającym synagogi i jerozolimską świątynię. Był nauczycielem, zebrał wokół siebie grupę uczniów, którzy w zdecydowanej większości, podobnie jak on sam, praktykowali judaizm. Kiedy został oskarżony przez religijne elity i zabity, jego uczniowie w mniejszych i większych grupach nadal Go spotykali żywego, rozmawiał z nimi, jadł i przechodził mimo zamkniętych drzwi. Oni odkrywali w ten sposób nieznaną wcześniej w świecie prawdę: że oto Ten, który był umarły, zmartwychwstał. Jednak nawet i wtedy, kiedy przestał im się objawiać, nadal chodzili do synagogi i świątyni, nadal dokonywali obrzezania swoich dzieci, nadal modlili się psalmami. Nie da się w historii świata wyróżnić jednego momentu, w którym grupa mniej czy bardziej wpływowych osób usiadła i postanowiła: „oto załóżmy Kościół, podzielmy się na duchownych i świeckich, wśród duchownych zaś ustanówmy hierarchię posłuszeństwa”. Nie da się takiego momentu znaleźć również w Piśmie Świętym. Owszem, przyszedł czas, kiedy wspólnoty chrześcijańskie odłączyły się od synagogi, ale to było zakończenie długiego procesu, do którego doszło po długich i poważnych sporach.

 

Powolne odkrywanie


Po zmartwychwstaniu Jezusa, w miarę upływu miesięcy i lat, coraz większe grupy ludzi rozpoznawały się jako wierzący w Zmartwychwstałego. Jednocześnie ludzie ci żyli w świecie mocno nieprzyjaznym. W łonie judaizmu uważani byli za heretyków. Przez Rzymian najpierw za nieszkodliwych wariatów, potem niebezpiecznych wichrzycieli. Ewangelie nie były wtedy jeszcze spisane. Opowiadano sobie w różnych środowiskach zapamiętane historie z życia Jezusa. Słuchano świadków Jego życia i próbowano żyć zgodnie z ideałami, które Jezus pozostawił. Jednocześnie powtarzano gesty Jezusa, przede wszystkim w dzień Jego zmartwychwstania, dzień po szabacie, sprawując Eucharystię. Wspólnota Kościoła narodziła się więc w sposób naturalny, gromadząc tych, którzy uwierzyli. Jednocześnie ta sama wspólnota, przyglądając się coraz głębiej słowom i działaniom Jezusa, odkrywała, że Jezus takiej właśnie wspólnoty chciał, że dawał jej pewne wskazówki, że sam ją zaczął budować, choć wówczas świadkowie tego budowania nie byli tego jeszcze do końca świadomi. Odkrywali, że wspólnota, w której żyją, nie jest przypadkiem ani ich pomysłem, ale że to Jezus chciał, żeby powstała i On nadał jej kształt.

 

Od Piotra?


Do połowy XX wieku teologia katolicka głosiła, że Kościół powołany został do istnienia wprost i bezpośrednio przez Chrystusa w chwili ustanowienia Piotra „Skałą, na której zbuduje Kościół”. Mówiono wówczas o jednorazowym akcie, koncentrując się na papiestwie. To jednak sprawiało, że Kościół rozumiany był mocno hierarchicznie, wręcz monarchicznie – wszak to monarchia zaczyna istnieć w momencie ustanowienia króla (tu: papieża). Ta wizja ustanowienia Kościoła miała jeszcze jedną słabość: tak jednoznaczne skupienie się na osobie Piotra i przekazaniu mu władzy wydaje się spychać na dalszy plan wydarzenia męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa w życiu Kościoła. Tymczasem wspólnota pierwszych chrześcijan nie gromadziła się dlatego, że Szymon Piotr w rozmowie z Jezusem usłyszał takie polecenie. Wspólnota gromadziła się, bo Jezus zmartwychwstał, a ludzie w to uwierzyli. To był sens, wobec którego posługa przewodzenia Piotra była wtórna.

 

Droga, która trwa


Soborowy dokument Lumen gentium o powoływaniu Kościoła do życia mówi już zupełnie inaczej. Rodzenie się Kościoła rozumie nie jako jednorazowy akt, ale jako cały, dynamiczny ciąg aktywności Jezusa. Wychodzi przy tym od głoszenia Dobrej Nowiny i Królestwa Bożego, przez śmierć i zmartwychwstanie, po objawienia po zmartwychwstaniu i zesłanie Ducha Świętego. Wydany w 1985 r. dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej, zatytułowany „Wybrane tematy z eklezjologii”, wymienia aż dziesięć faz w procesie kształtowania się Kościoła, od starotestamentalnej zapowiedzi aż po formowanie się Kościoła wśród pogan. Żadna z tych faz, żadne z pojedynczych wydarzeń nie mogą być traktowane oddzielnie jako konkretny moment, w którym Kościół powstał. Całe życie Jezusa było ukierunkowane na zbudowanie i ukształtowanie wspólnoty. Kolejne wydarzenia były elementami tej budowy i należą do procesu rodzenia się Kościoła: ze zbawczej woli Jezusa, z Jego intencji.
Proces formowania się Kościoła nie jest zresztą zakończony, o czym również mówią dokumenty. Kościół nie jest skończoną i niezmienną formą, ale pozostaje dynamiczny: cały czas wzrasta, zmienia się, formuje, dorastając (lepiej lub gorzej) do intencji Jezusa. Nawet jeśli traci swoją wiarygodność w oczach świata, jeśli niszczony jest przez grzechy, jeśli czasem w czyichś oczach staje się zgorszeniem – owa założycielska intencja Jezusa i założycielskie gesty nie przestają być aktualne.

 

Eclesia, czyli zwołanie


Jak wyglądało tych dziesięć faz, dziesięć wydarzeń, które legły u podstaw formowania się Kościoła? Co sprawiło, że uczniowie Jezusa po zmartwychwstaniu uznali w końcu, że mają prawo odłączyć się od synagogi, porzucić kult w Świątyni, a zacząć budować własną, odrębną wspólnotę, która czci Jezusa jako Boga?


Po pierwsze, znali obietnice Starego Testamentu. Odczytywali i rozumieli, że przepowiednie proroków wypełniły się w Jezusie, którego poznali. To uprawniało ich do przekonania, że Ten, z którym mieli do czynienia, nie był zwyczajnym człowiekiem, jednym z wielu nauczycieli. Rozumieli, że jeśli to Jego właśnie zapowiadali prorocy, to oni sami byli świadkami naprawdę niezwykłych wydarzeń, a słowa Jezusa trzeba potraktować niezwykle poważnie.


Drugim momentem, który złożył się na zrodzenie Kościoła, było wezwanie Jezusa do wiary i do nawrócenia – wezwanie skierowane nie tylko do Żydów, ale do wszystkich ludzi. Ono po pierwsze było zwołaniem wspólnoty (ecclesia z języka greckiego oznacza „zwołanie”, „zgromadzenie”) – zwołaniem jej na wspólnej drodze z określonym celem, jakim jest Królestwo Boże. Po drugie to wezwanie otwiera przyszły Kościół na tych, którzy nie urodzili się w judaizmie. W przeciwieństwie do rabinów Jezus nie gromadzi wokół siebie pobożnych Żydów, ale wychodzi gromadzić ludzi z całego świata.

 

Dwunastu i Piotr


Kolejnym, trzecim momentem formowania Kościoła przez Jezusa jest powołanie i ustanowienie Dwunastu. To oni są grupą, wokół której gromadzić się będą wspólnoty. Oni staną się gwarantem łączności z prawdziwym nauczaniem Jezusa. Ale też oni, przez swoją liczbę, są wyraźnym odniesieniem do dwunastu pokoleń Izraela. Jak niegdyś Bóg powoływał Lud Boży w potomkach dwunastu synów Jakuba, tak Jezus buduje odnowiony Lud Boży spośród narodów świata, zgromadzonych wokół Dwunastu – i wokół ich następców, czyli biskupów.


Następnym, związanym z powołaniem Dwunastu momentem budowania Kościoła – w dawnej teologii uważanym za najważniejszy – było nadanie Szymonowi nowego imienia, Wraz z imieniem Szymon Piotr otrzymał też nowe posłannictwo: władzę kluczy, polecenie pasienia owiec, wszystko to, na czym dziś budujemy nasze rozumienie władzy papieskiej.

 

Nowa tożsamość


Choć pozornie mało znaczący, to jednak bardzo istotny dla budowania Kościoła był fakt, że Jezus został odrzucony przez przywódców Izraela. To był niezauważalny wówczas, kiedy to się działo, ale po czasie doskonale widoczny początek oddzielania się wspólnoty tych, którzy uwierzyli słowom Jezusa od wspólnoty wyznawców Jedynego Boga Jahwe, którzy Jezusa nie przyjęli – początek oddzielania się chrześcijaństwa od judaizmu.


Oczywiście wydarzenia, bez których istnienia Kościoła nie sposób sobie wyobrazić i które w najpełniejszy sposób stały się objawieniem królowania Boga na ziemi, to ustanowienie Eucharystii i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Te dwa elementy – oparte na wspomnianych wcześniej i z nich czerpiące – były początkiem wspólnego życia chrześcijan. Jeśli wcześniej za Jezusem można było iść – słuchać Go – odejść i znów wrócić – potraktować Go jak jednego z wielu rabinów – tak po wydarzeniach męki i zmartwychwstania opowiedzenie się za Jezusem włączało już do bardzo konkretnej wspólnoty wyznawców, którzy zyskiwali nową tożsamość i rozpoznawali się „po łamaniu chleba”. Tak jak wcześniej można było nie rozumieć czynionych przez Jezusa gestów, tak teraz układały się one w spójną całość i odsłaniały cały Jego plan. Ostatecznie potwierdzone to zostało w zesłaniu Ducha Świętego, po którym nowa wspólnota objawiła się przed światem. Potem już – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Jezusa – wspólnota ta wyszła do świata, poza judaizm, żeby ostatecznie na stałe już oderwać się od synagogi i stać się Kościołem – tymi, których zwołał Bóg, żeby świadczyli o życiu i zmartwychwstaniu Jezusa.

 

Nie dla kontroli


Taki był początek Kościoła. Nie stały przy nim międzynarodowe umowy. Nie zaplanowała go żadna grupa dla swojego interesu. Trudno sobie zresztą wyobrazić, żeby jakikolwiek człowiek potrafił wymyślić i zbudować instytucję, która przetrwa dwa tysiące lat, przenikając przez wszystkie kultury świata. Jeszcze trudniej przyjąć, że mógł to zrobić jeden, czy choćby cała grupa niewykształconych rybaków z Galilei sprzed dwudziestu wieków, przestraszonych okrutną i krwawą śmiercią, jaką ukarano ich Nauczyciela.


Nawet jeśli dziś ktoś powie, że „po drodze poszło coś nie tak” – że być może uczniowie Jezusa przez wieki zgubili kierunek, że obrośli na powrót jak faryzeusze przepisami, rytami, przepychem i poczuciem własnej bezgrzeszności – to w niczym nie zmienia początków Kościoła, a co za tym idzie, nie zmienia Jego istoty. Kościół jest Chrystusowy, nawet jeśli poraniony czasem nie do poznania. Jest Chrystusowy, bo z woli i działania Jezusa się zrodził i Jezus nadal w nim działa. Po co było to wszystko? Znów przypomnieć sobie trzeba Jezusa z kart Ewangelii. Nie po to, żeby człowieka kontrolować. Nie po to, żeby narzucić mu setki kolejnych praw. Nie po to, żeby straszyć piekłem. Wszystko było po to, żeby wierzący mogli iść razem, wspierając się w miłości, będąc w świecie świadkami miłości i mając pośród siebie Jezusa, który obiecał, że zostanie w swoim Kościele do końca świata.

 

Cierpiący nie opuszcza


Być może właśnie to trzeba wiedzieć, żeby od Kościoła nie odejść zgorszonym dziejącym się w nim grzechem. Bo jeśli On dotrzymuje obietnicy i w Kościele pozostaje, raniony po stokroć bardziej niż my – jeśli On Kościoła nie opuszcza, choć ten idzie za Nim tak nieudolnie – to jak i dokąd mamy odejść my?


Kościół jest Chrystusowy i taki pozostanie. Choćby był najsłabszy, jego korzenie i obecność Jezusa się nie zmienią. Nie zmienią się słowa Ewangelii, które go zebrały. Nie zmieni się prawda o zmartwychwstaniu. Kto widzi tylko „tu i teraz”, ma prawo odejść zgorszony. Kto widzi sedno, pozostanie – pozostanie przy cierpiącym i czasem pewnie nawet zawstydzonym Kościołem „tu i teraz” Jezusie.

 

Monika Białkowska
Przewodnik Katolicki 48/2022

 
Zobacz także
Bp Władysław Bobowski
Zadaniem dla nas, jest wziąć Maryję do siebie jako naszą Matkę duchową, Matkę Kościoła. Bierzemy Maryję do siebie na płaszczyźnie naszego umysłu, gdy Ją poznajemy, dostrzegamy w świetle wiary Jej wielką godność Matki Boga-Człowieka, gdy uświadamiamy sobie wielką rolę, jaką odegrała w życiu Chrystusa...
 
Andrzej Solak
Jednym z najgłupszych zarzutów, stawianych uczestnikom wypraw krzyżowych, jest sugerowanie, że rycerstwo krucjatowe jechało do Ziemi Świętej, żeby się tam obłowić. Z popularnych książek, gazet, z telewizji wyłania się obraz krwiożerczej, chciwej zgrai krzyżowców, którzy postanowili "dorobić na boku", udając się na wojnę (ot, wyskoczyć sobie na chwilę do Palestyny), aby łupić, kraść, grabić...
 
Urszula Jagiełło
Mojżesz prosił Boga, aby Ten pozwolił mu zobaczyć swoje Oblicze. Bóg odpowiedział Mojżeszowi w sposób zaskakujący: "Zobaczysz mnie z tyłu" (por. Wj 33,23). Gdyby przełożyć ten tekst dosłownie, oznaczałoby to: "Zobaczysz mnie, gdy cię minę". Bardzo często dostrzegamy obecność Boga dopiero po jakimś czasie...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS