logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Stanisław Morgalla SJ
Święto zakochanych. O walentynkach
Posłaniec
 
fot. Brigitte Tohm | Unsplash (cc)


Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, rujnuje... Zabawne wyliczanki, niczym magiczne zaklęcia i przepowiednie, pobrzmiewają to tu, to tam, by choć na chwilę odsłonić stan uczuć wymarzonego obiektu adoracji. Na pomoc wzywane są nawet moce nieba, bo czemu innemu miałby służyć 14 dzień lutego i jego patron święty Walenty? Szkoda tylko, że tak niewiele ma to wspólnego z miłością.

 

Zdradliwy urok zakochania

 

Zakochania definiować nie trzeba. Każdy go doświadczył we właściwym czasie, tj. najczęściej w latach dorastania. Nie każdy jednak z hormonalnej burzy tamtego czasu wyniósł doświadczenie i wiedzę, które pomagają w dalszym życiu. Przeciwnie, wydaje się, że większość zafiksowała się na tym okresie rozwoju lub – mówiąc precyzyjnie – pozwala się zafiksować. Paradoksalnie, im bardziej nasza cywilizacja się starzeje, tym chętniej chce nas widzieć młodymi. Odżył na nowo mit wiecznej młodości, z tym tylko, że to, co dla naszych dziadków było czystą fantazją, dla nas – dzięki osiągnięciom naukowym – staje się rzeczywistością. Dlatego młodość, a z nią i moda na zakochanie promowana jest wszędzie i urasta do rangi cnoty kardynalnej. Dawne kochaj i rób, co chcesz zostało na nowo odczytane!

 

Romantyczne filmy, sentymentalna muzyka, słodkie obrazy, czułe gesty i ciepłe słowa – cała estetyka współczesnej pop-kultury pracuje na rzecz zakochania. Podobnie zresztą jak ich przeciwieństwa: filmy brutalne, muzyka agresywna, obrazy wyuzdane, wulgaryzmy itp. Zakochanie jest bowiem uczuciem niezwykle zmiennym: niesłusznie wyidealizowane obiekty miłości – niczym greckie bóstwa – gdy się je zdradza lub opuszcza, potrafią być mściwe i brutalne. Wczorajsza zjawiskowo piękna blond panna o niebiańskim zapachu i niewinności anioła, dziś jest już tylko wywłoką, ufarbowaną, mściwą heterą z wyraźnymi ubytkami w uzębieniu. Analogicznie męskie ideały, po chwilowej ekstazie wracają do postaci podstarzałych lowelasów, Don Juanów z zaawansowaną łysiną lub... seryjnych morderców (przecież często powtarzał, że chętnie by mnie całą schrupał razem z kostkami). Dlaczego? Z prostego względu: zakochanie to nie miłość, a jeśli już nadużywać tego słowa, to tylko wstęp do miłości. Prawdziwa miłość kocha pomimo braków w uzębieniu i owłosieniu oraz na przekór chwilowym złościom, smutkom i zazdrościom.

 

Więź, a nie więzy

 

Według tzw. teorii relacji z obiektem, dziecko przechodzi różne etapy rozwoju relacji z osobami znaczącymi: od symbiotycznej więzi z matką (tzw. obiektem), aż po swobodne kształtowanie kontaktów z innymi ludźmi jako samodzielny i autonomiczny podmiot. W tej perspektywie zakochanie wydaje się być rodzajem regresji do fazy symbiotycznej, a miłość wyrazem relacji dojrzałych. W fazie symbiotycznej świat jest czarno-biały: synonimem nieba na ziemi jest obecność i bezwarunkowa dyspozycyjność obiektu, a piekła – stan opuszczenia. Stąd zapewne owa zmienność nastrojów i skrajność zachowań zakochanych: raz mają fazę manii (nadmierne pobudzenie, podwyższony nastrój i samoocena), a zaraz potem fazę depresji (bezsenność, poczucie beznadziei, nadmierna płaczliwość), z całą gamą objawów typowych dla nerwicy natręctw (obsesyjne sprawdzanie skrzynki mailowej, czekanie na telefon itp.). „Chorzy z miłości” jednak nie dostrzegają tego wszystkiego i pewnie dlatego są tak wdzięcznym obiektem obserwacji i złośliwości.

 

Patrzących z boku zadziwia zdolność zakochanych do wzajemnej adoracji, uporczywego wpatrywania się w oczy, nieustannego trzymania się za ręce, przytulania, wzajemnego karmienia się ciastkami w kawiarni itp. Po prostu, cyrk na kółkach! Freud by się uśmiał! Jego najdziwniejsze teorie o potrzebach oralnych (że o innych nie wspomnę) właśnie na zakochanych najlepiej się sprawdzają. Ileż jednak można trzymać się za ręce lub wpatrywać w rozanielone oczy? Freudowska zasada przyjemności, którą niewątpliwie kierują się zakochani, musi się trochę skwasić i ustąpić miejsca rzeczywistości. Ręce – przynajmniej od czasu do czasu – trzeba włożyć do zlewozmywaka, żeby zmyć brudne naczynia. A oczy przydają się zaraz po wyjściu z kawiarni, choćby i po to, by nie wpaść wprost pod koła drogowego pirata. Symbioza zakochania musi więc ewoluować, by nie zamknąć zakochanych w ciasnym gorsecie egoistycznych potrzeb. Twarda rzeczywistość nie niszczy uczuć, lecz je wydoskonala, bo nić porozumienia, którą snuje zakochanie, ma łączyć, a nie więzić czy krępować. Ostatecznie chodzi o miłość.

 

Miłość niejedno ma imię

 

Kiedy wzajemna więź zakochanych zaczyna coraz swobodniej znosić nieuniknione porywy wzajemnych rozczarowań, drobnych przykrości i subtelnych różnic, znaczy to że zaczyna powoli przekształcać się w miłość, która potrafi nawet godzić przeciwności. Znaki szczególne, dawniej postrzegane jako rysy i pęknięcia na wymarzonym ideale, teraz stają się geografią intymności, po której poruszają się zakochani z nieskrywaną radością. Od czasu do czasu, gdy fale uczuciowości znowu podnoszą się i piętrzą, potrafią zachować się jak szaleni kochankowie, jednocześnie nie tracąc kontaktu z rzeczywistością i z sobą nawzajem. Owszem, celebrują romantyczną kolację przy świecach, ale i wspólnie po niej sprzątają. Mają czas na wzajemną adorację, ale i na to, by sobie wyjaśnić różnicę zdań. To, że nie wszystko jest romantyczną sielanką, stanowi o wiarygodności każdej pary. Dlatego miłość nigdy się nie powtarza i nie nudzi, tym bardziej, gdy powoli się rozrasta i rozkrzewia. Najpierw przez owoc miłości, którym są dzieci, a następnie przez krąg rodziny i przyjaciół, którymi para się otacza. Sieć wzajemnych powiązań zaczyna rosnąć i potężnieje, tworząc nową jakość: rodzinę.

 

Zakochanym narzeczonym często powtarzam: Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak będzie wyglądało twoje życie za 10-20 lat, to wybierz się do jego/jej domu i bacznie przyjrzyj się relacjom z najbliższymi; to, co łączy jego/jej rodziców, będzie matrycą waszej relacji. To z pewnością dobre – choć nie jedyne – prognostyki przyszłości, o wiele lepsze niż neurotyczne wyrywanie płatków róży. Bo to czy ktoś kocha, lubi, szanuje czy nie chce, nie dba, rujnuje, da się zobaczyć już teraz, w jego/jej rodzinie.

 

Co z tym zakochaniem?

 

Nie chciałem demonizować zakochania, a jedynie przestrzec przed bezmyślnością, której aura unosi się nad tym uczuciem. Wbrew przyjętym zwyczajom śmiem twierdzić, że zakochanie nie jest ślepym trafem pyzatego Erosa, ale wydarzeniem podstępnie przygotowywanym, gdzieś w zakamarkach serca. Czasem przypomina leczniczy preparat, który miał zaspokoić brak miłości, a stał się śmiercionośną substancją, prowadzącą do rozkładu więzi i dotychczasowego życia. Niejedno małżeństwo czy nawet powołanie kapłańskie lub zakonne zostało złamane w imię takiej miłości. Zakochanie częściej jednak bywa i – ufam – będzie początkiem miłości. I tego życzę wszystkim zakochanym.

 

Stanisław Morgalla SJ
Posłaniec 2/2007

 
Zobacz także
o. Wawrzyniec M. Waszkiewicz

Piękna modlitwa autorstwa ks. Dolindo Ruotolo „Jezu, Ty się tym zajmij!” zdobywa sobie coraz większą popularność. Czego ona nas uczy i kim był jej autor? Te dwa pytania ściśle się ze sobą łączą. Modlitwa ta wypływa z serca naznaczonego wieloma cierpieniami, pośród których ważne miejsce zajmuje ból kapłana niesprawiedliwie oskarżonego, niemogącego przez wiele lat odprawiać Mszy Świętej. Jednak pośród wszystkich burz swojego życia ks. Dolindo Ruotolo kochał i ufał. Gdyby tak nie było, zapewne umarłby z rozpaczy…

 
Przemysław Radzyński
Elena Isachenko urodziła się w 1981 roku. Nie znała Boga przez dwadzieścia dwa lata swojego życia. Mimo, że w Rosji już na początku lat 90. odradzał się Kościół katolicki, nigdy nie spotkała żadnego księdza ani siostry zakonnej, ani nawet praktykującego świeckiego. Polakowi trudno to sobie wyobrazić, ale na Syberii, po Rewolucji Październikowej i czasach ZSRR, to sytuacja zwyczajna...
 
Piotr Lichacz

Stając w obliczu pierwszego i najważniejszego przykazania „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12,30), nietrudno natknąć się na pytanie, czym ta miłość do Boga w ogóle jest, na czym ona polega i jak osiągnąć stan, który opisuje przykazanie.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS