logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Barbara Fedyszak-Radziejowska
Kłamstwo PRL, kłamstwa w III RP
Zeszyty Karmelitańskie
 


 Kłamstwo PRL funkcjonowało co najmniej na kilku poziomach: jako pierwsze i najważniejsze przykazanie komunistycznego dekalogu, jako instrument propagandy, jako kamień założycielski nauki, edukacji i kultury oraz jako szczególna cnota amoralności. Kłamstwo było czymś na kształt niewidocznej preambuły do Konstytucji PRL, szkieletem całej tej konstrukcji, którą nazywamy do dzisiaj „minionym systemem”.
 
Pierwsza lekcja o kłamstwie PRL
 
Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy w pełni świadomie usłyszałam rodzinny komentarz na temat komunizmu i nazizmu. Tej pierwszej lekcji udzieliła mi śp. Mama mniej więcej w pierwszej (drugiej?) klasie szkoły podstawowej. Edukację szkolną zaczęłam w Chorzowie w 1956 roku. Wróciłam do domu bardzo zdziwiona niewiedzą moich koleżanek i kolegów, dla których II wojna światowa była wyłącznie niemiecką agresją i niemiecką okupacją Polski, zakończoną w 1945 roku. Dla mnie, zgodnie z wiedzą wyniesioną z domu, wojna dzieliła się na trzy etapy: „pierwszych Sowietów”, Niemców i „drugich Sowietów”, bez dokładnego określenia końca trzeciego etapu. Taki obraz wojny (mniej czy bardziej świadomie) przekazali mi rodzice, którzy swoje nowe miejsce znaleźli właśnie w Chorzowie, po „repatriacji” ze Lwowa i z Sambora.
 
Nazwano to repatriacją, bo w dowodach osobistych rodziców czarno na białym napisano: urodzony(a) we Lwowie (Samborze), w ZSRR. Niemcy swoje migracje nazwali „wypędzeniami” może dlatego, że w ich dokumentach nie pisano: urodzony w Szczecinie czy Wrocławiu, czyli w Polsce. Wszyscy „niemieccy wypędzeni”, także ci, którzy rodzili się w Gdyni – w czasie II wojny światowej rodzili się w niemieckiej Rzeszy, i mają, jak się zdaje, dziedziczne prawo do statusu „wypędzonych”.
 
Wróćmy jednak do mojej pierwszej lekcji o kłamstwie PRL. Gdy podzieliłam się z Mamą zdumieniem – „oni nic nie wiedzą”, Mama zareagowała spokojnie, lecz zdecydowanie, przeprowadzając ze mną długą i poważną rozmowę. Z tej rozmowy zapamiętałam dokładnie jedno kluczowe zdanie: „Między Sowietami (nie powtarzaj tego w szkole!) i Niemcami w czasie okupacji była tylko jedna różnica, poza tym byli dokładnie tacy sami – mordowali i niszczyli bez żadnych skrupułów”. Oto Niemcy otwarcie deklarowali, że będą mordować wszystkich Żydów i tych Polaków, którzy z różnych powodów na to zasłużą; np. za nielegalny handel żywnością, za nielegalne komplety, za antyniemieckie uwagi, z powodu „zbiorowej odpowiedzialności” oraz wszystkich mniej lub bardziej wyraźnych działań skierowanych przeciwko niemieckim okupantom. Sowieci robili to samo (poza mordowaniem Żydów) i żądali przyznania, że to dla naszego dobra. Na tym polegała różnica”.
 
W tej prostej opowieści mojej Mamy (z wykształcenia chemiczki), podsumowującej doświadczenia „kresowej” rodziny, zawarta była myśl, którą potem odnajdywałam ubraną w dziesiątki słów w niezależnych wydawnictwach lat 70. i 80-tych. PRL był zbudowany na kłamstwie, pisali anonimowi i nieanonimowi autorzy, chociaż nie zawsze przywoływali kresowe doświadczenia takich rodzin, jak moja. To jednak za mało, by zrozumieć sens kłamstwa PRL, jego wszystkie funkcje oraz bliskie i dalekie konsekwencje. Ile z tego zostało w naszej świadomości, w postawach, w sposobie myślenia także dzisiaj, prawie 20 lat po upadku systemu?
 
Poziomy peerelowskiego kłamstwa
 
Kłamstwo PRL funkcjonowało co najmniej na kilku poziomach: jako pierwsze i najważniejsze przykazanie komunistycznego dekalogu, jako instrument propagandy, jako kamień założycielski nauki, edukacji i kultury oraz jako szczególna cnota amoralności. Kłamstwo było czymś na kształt niewidocznej preambuły do Konstytucji PRL, szkieletem całej tej konstrukcji, którą nazywamy do dzisiaj „minionym systemem”.
 
Gdyby poszukać głębszego sensu tej zasady, która zło kazała nazywać dobrem, a zbrodnię – wyzwalaniem ludu spod władzy „polskich panów”, to trzeba przyznać, że była ona z punktu widzenia długofalowych interesów ZSRR kluczowa. To dzięki niej zainstalowano w Polsce sowiecki system. Niemcy najwyraźniej nie mieli jakiejś szczególnie finezyjnej strategii utrzymania u nas władzy. Ich poczucie przewagi i wyższości było tak wielkie, że przymus i przemoc wobec Polaków (i Żydów) wydawały się wystarczająco skuteczne do sprawowania władzy w Polsce.
 
Sowieci nie mieli takiego poczucia cywilizacyjnej przewagi po doświadczeniach przegranej w 1920 r. wojny i dzięki rozmowom toczonym (dzisiaj to wiemy) w obozach jenieckich Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa z polskimi oficerami. Zdawali sobie sprawę, że ideologia komunistyczna polskiego społeczeństwa nie przekona. A przecież zamierzali panować i dominować „na stałe”, początkowo tylko nad wschodnią częścią Polski (dzięki paktowi Ribbentrop – Mołotow), potem nad całym krajem, dzięki umowom z Jałty i Teheranu. Potrzebne więc było założycielskie, strukturalne kłamstwo, jako trwała podstawa tej dominacji. Bowiem najbardziej potulnym przedmiotem rządzenia jest człowiek złamany przemocą i zarazem publicznie ją akceptujący.
Kłamstwo w sowieckim podboju Polski odgrywało rolę wymuszonej zgody na współuczestnictwo lub co najmniej na bierne przyzwolenie dla zła, budowało więzi, które trudno było zerwać.
 
 
1 2 3  następna
Zobacz także
Anna Gniewkowska-Gracz
Od wieków chleb jest podstawą pożywienia ludzkości i nic nie jest w stanie go zastąpić. Choć z pozoru może nieco spowszedniały, jak żaden inny produkt, otaczany jest szacunkiem i czcią. Słowami modlitwy powszechnej prośba o chleb od tysiącleci każdego dnia kierowana jest do Boga przez wierzących na całym świecie...
 
Anna Gniewkowska-Gracz
Kapłan jest wyświęcony do posługi, w której, jak uczy tradycja chrześcijańska, działa on in persona Christi – w osobie samego Jezusa Chrystusa. Ten łaciński zwrot wyraża prawdę o tym, że żywy Zmartwychwstały Pan działa skutecznie przez kapłana. Działa prawdziwie...
 
Ks. Mieczysław Piotrowski TChr
"Moje nieszczęście rozpoczęło się w wieku 12 lat, kiedy zacząłem czytać "Bravo" - pisze Łukasz. Wtedy rozpoczęły się moje niewinne "zabawy" ciałem, nie przypuszczałem, że będą one przyczyną największego bólu jakiego doznałem w życiu. Dzisiaj mam już 20 lat. Czy nie brzmi to dumnie? Tak, oczywiście, ale kto mógłby przypuszczać, że w wieku 20 lat można czuć się staruszkiem, który jest już zmęczony życiem i z całego serca pragnie dla siebie jak najszybszego końca, bo nie potrafi sobie poradzić z problemem, którym jest samogwałt".
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS