logo
Wtorek, 19 marca 2024 r.
imieniny:
Józefa, Bogdana, Nicety, Aleksandryny – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Kim nie chce być człowiek?
Zeszyty Karmelitańskie
 


Osobowy charakter

Kim nie chce być człowiek? – tak postawione pytanie budzi w pewnej chwili uśmiech politowania. Jak to: kim nie chce być? To oczywiste – nie chce być wielkim przegranym w grze tego życia. A więc – nie chce być chorym, biednym, pozbawionym prestiżu, odartym z uznania, nie chce być wykluczonym, nie chce być zmarginalizowanym, nie chce być samotnym…
 
Nie chce też być zniewolonym przez cokolwiek, zwłaszcza przez instytucje od małżeństwa po państwo, przez jakiekolwiek autorytety ograniczające ekspresję jego wolności. Człowiek nie chce być zależnym od kogokolwiek poza sobą. A nawet nie chce też do końca zależeć od siebie, od tego, co w nim wydaje się być słabe, ograniczające, skazujące na podporządkowanie się…
 
Po prostu, człowiek nie chce być przegranym. Nie chce też być zniewolonym.
 
To wszystko wydaje się być tak oczywiste, że niegodne dalszych rozważań. Przecież odpowiedź jest jasna i zdroworozsądkowa. Czy jednak człowiek w tym swoim niechceniu bycia przegranym jest konsekwentny? Czy faktycznie, dążąc do uniknięcia porażki i niewoli, nie wpada w totalną przegraną swojego życia i zniewolenie najbardziej radykalne?

Człowiek współczesny chce być w jakimś sensie oryginalny, to znaczy nie chce powielać modeli i wzorców życia, które cechowały poprzednie pokolenia. Warto zatem pokrótce spojrzeć na tamte odrzucane projekty [1].

Tradycyjne ujęcie
 
Tradycyjne ujęcie problemu człowieka pojmowało go jako swoistego pielgrzyma w drodze do określonego celu. Osobowy charakter człowieka jego racjonalność i możliwości wynikające z wolnej woli, siła transcendowania, a zatem przekraczania własnej ograniczoności i skończoności, możliwość stawiania (rozpoznawania) celu i jego realizacji wszystko to wyróżniało zdecydowanie go spośród innych stworzeń. Można powiedzieć, że określało pewien szczególny dar związany z godnością człowieka, a więc wyjątkową wartością jego istnienia pośród całego świata. Ale też nakładało obowiązek formowania własnych postaw życiowych adekwatnych do potencjału osobowego. Stanowiło znamię dojrzałości, gdyż człowiek dojrzały reflektuje nad sensem własnego życia, nad celem swoich wysiłków i zamierzeń.

Trzeba dopowiedzieć jeszcze jedno. Człowiek minionej epoki nie bał się swojej przynależności do Boga. A dla człowieka religijnego sfera celu własnych wysiłków, jak i sfera jego ostatecznego autorstwa, pozostają w ścisłym i bezpośrednim związku z Bogiem. Czytelnym stają się wówczas słowa św. Pawła: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna. (...) Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał tych też usprawiedliwił, obdarzył chwałą” (Rz 8,29-30).
 
Pismo Święte, Tradycja Kościoła, jak i współczesne nauczanie Magisterium nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że kresem ludzkiego przeznaczenia jest sam Bóg i wspólnota osobowa z Nim: „Bóg bowiem stworzył nas, byśmy Go poznawali, służyli Mu, miłowali Go, i w ten sposób doszli do raju. Szczęście czyni nas «uczestnikami Boskiej natury» (2 P 1,4) i życia wiecznego (por. J 17,3). Wraz z nim człowiek wchodzi do chwały Chrystusa (por. Rz 8,18) i do radości życia trynitarnego” (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1721). Charakter wielu wypowiedzi biblijnych jest przy tym tak dobitny, że mają one znamię świadectwa.
 
Obiektywny finalizm ludzkiego życia w postaci trwałej wspólnoty z Bogiem nie wyczerpuje jednak misterium przeznaczenia. Pozostaje przecież jeszcze aspekt subiektywny podmiotowy. Jest nim przede wszystkim miłość do Boga i udział w Jego miłości. Inaczej mówiąc, chrześcijańskie spojrzenie na życie wskazuje, że egzystencja ludzka jest ukierunkowana na miłość, która jest wartością najistotniejszą. Dodatkowo, przy tym zetknięciu się ludzkiej miłości z Bogiem, który jest Miłością, dokonuje się całkowite wyniesienie ludzkiego bytu. Nie oznacza to zniweczenia naturalnej struktury bytowej osoby, ale nadanie zupełnie nowej relacji do rzeczywistości.
 
Człowiek, osiągnąwszy kres swego przeznaczenia, staje się posiadaczem tego, czego domaga się cała jego istota. Odpadają odeń wszelkie doczesne pragnienia, a udziałem jego staje się pełnia osobowa, spokój i uciszenie wewnętrzne. Ten spoczynek w Bogu, rodzący radość i stan pełnego nasycenia, teologia określa posługując się terminem św. Tomasza jako szczęśliwość zbawczą (beatitudo).Objawienie wykazuje, że w planach Bożych jest ona zamierzona jako stan ostateczny.

Istota w drodze
 
Ta wizja jednak w dobie laicyzacji, w dobie, w której człowiek żyje tak, jakby Bóg nie istniał, lub też żyje w milczącej apostazji człowieka sytego, ulega znaczącej destrukcji. Zdaje się odrzucać wizję swego przeznaczenia jako wspólnoty z Bogiem, zdaje się rezygnować z miłości, która ma moc ocalenia. Co zatem wybiera i dlaczego?
 
Postmodernistyczna istota, która przestała być pielgrzymem, nadal pozostaje istotą w drodze. Nie chce jednak zmierzać do celu, jakim jest wspólnota z Bogiem. Nie chce zadawać pytania, czy ta wspólnota faktycznie istnieje, czy jest możliwa. Człowiek nie chce stawiać trudnych pytań o prawdę i sens. Co zatem w zamian?
 
Teoretycznie pozostaje wolność sama w sobie, wolność absolutna. W jakimś sensie jest ona dostępna – w wymiarze łączącym świat realny i wirtualny, świat tożsamości osobowej i awatarów, świat, w którym zaciera się to, co realne i to, co kreowane jako fikcja. Może dlatego tak silna stała się reakcja społeczności internautów na wkroczenie w ten świat poprzez presję działań rządu? Może faktycznie bardzo zabolała tutaj ingerencja w wolność? Choć przecież nie była i nie jest to ingerencja pierwsza czy jedyna. Świat wolności osobistej, tak jak i świat prywatności i intymnośc, już dawno został naruszony w imię prawa do bezpieczeństwa. Podsłuchy, inwigilacje, stały monitoring, kontrola bagażu, poniżające sceny na lotnisku… Ale ACTA stanowią zadeklarowane, ideowe wtargnięcie w tę wolność, w tę przestrzeń suwerenności i azylu. Może dlatego spotkało się to z protestem tak mocnym.
 
Ale to jest mimo wszystko pewien margines świata. Świat rzeczywisty, ten realny jak przeżywany w tych samych dniach, co protesty wobec ACTA, to ból, kłamstwo, zbrodnia, nieporadność i milczenie wpisane w dramat zaginionego sześciomiesięcznego dziecka z Sosnowca. W tym świecie nie da się rozgrywać gry z pomocą awatarów. Ba, rozegrana „gra operacyjna”, gra podstawionych fałszywych świadków, wyłudzających z obolałej matki szokującą prawdę – wyznanie dzieciobójstwa, budzi opór moralny. Zatem – nie da się tylko grać w realnym świecie. Wcześniej z tego świata wyrzucony został horyzont prawdy – niewygodnej, zbyt konserwatywnej, uwikłanej w prostą dialektykę: dobro lub zło.

Co pozostaje – pozostaje świat, który zdumiewa swoim chaosem. Zostańmy na chwilę przy tym drastycznym kazusie sosnowieckim. Zaginione dziecko, które zostaje faktycznie schowane przez matkę, która nieumyślnie (?) spowodowała jego śmierć. A w tle tych faktów – dziwne relacje medialne o fascynacjach ojca dziecka śmiercią, wilkołakami i wampirami – odnotowane przez niego samego na facebooku. Dziwne fascynacje sektą likeanów, a jednoczesne deklaracje nominalnej przynależności do Kościoła. Dziwne w tym wszystkim, co powinno być wyjaśnieniem sprawy w sposób profesjonalny jest przenikanie się działań policji, prokuratury, detektywa pozbawionego licencji, głosu jasnowidza powielanego przez media. To jakby swoista, porażająca wręcz dramaturgią, więcej, tragizmem – jakaś polska, sosnowiecka wersja miasteczka Twin Peaks czy Przystanku Alaska. To postmodernistyczne przenikanie się wiedzy i szamaństwa, profesjonalizmu i magii, tragedii i farsy.
 
Umysł na smyczy
 
Zauważmy, że człowiek, który nie chce być związany od środka prawdą, nie chce być świadkiem prawdy swego życia, który rzekomo wybiera wolność, wybiera albo iluzję, albo zaprzeczenie wolności. To jakaś swoista reguła współczesności, że człowiek, który odrzuca zniewalające rygory prawdy i sensu, wybiera determinizmy naszej epoki. Można spekulować, choć wiem, że nie jest to w wypadku wspomnianej sosnowieckiej tragedii stosowne, jakie znajdą się usprawiedliwienia dla sprawczyni czy sprawców tragedii. Może będzie to wina środowiska, jednoznacznie determinującego do takiego zachowania, może cała ta sytuacja została zapisana w genach, może eksperci do socjobiologii, wedle których geny trzymają nasz umysł na smyczy, a moralność nie istnieje, znajdą proste rozwiązanie odpowiedzi na pytanie, które poraża w obliczu tego, co się stało: dlaczego?
 
W prasówce tych dni przełomu stycznia i lutego 2012 roku jeszcze jedna ciekawa wiadomość. Dotyczy człowieka, żołnierza, który ujawnił tajne dokumenty portalowi WikiLeaks. Tradycyjnie orzekłoby się o takim kimś – zdrajca. Człowiek, który nie chciał dochować powierzonej sobie tajemnicy. Dziś sprawa się jednak komplikuje. Orzeczenie „zdrajca” znów trąci zbyt dużą obiektywizacją i stygmatyzacją prawdą.
 
Z lektury prasy można dowiedzieć się: „Adwokat podkreśla, że Manning, cierpiący na depresję, zmagający się z problemami emocjonalnymi, wyśmiewany przez kolegów nadwrażliwy homoseksualista, uważający się niekiedy za kobietę o imieniu Breanna, nigdy nie powinien otrzymać niemal nieograniczonego dostępu do tajnych informacji” [2]. Nie jest możliwe określenie obiektywne w kategoriach oceny moralnej – zdrajca czy bohater? To nie jest właściwie możliwe, skoro nawet nie jest możliwe określenie biologicznej tożsamości zdrajcy – wszak miał on problemy z własną „płcią kulturową”.
 
Człowiek nie chce być sobą w prawdzie swojej osoby, swojej istoty. Nie chce bronić swojej godności, przyzwalając na to, by uczynić siebie prostym, redukowalnym elementem przyrody, poddanej entropii. Człowiek nie chce zmierzyć się z prawdą rozpoznawaną w aktualnym kontekście czasu .
 
Sumienie i odpowiedzialność
 
Poznanie prawdy o własnej godności mocą własnego poznania jest rodzajem samozwiązania się tą prawdą. Jest to jednak rodzaj „uzależnienia” mocą własnych decyzji i własnych aktów. Człowiek zostaje poniekąd zobowiązany do niesprzeniewierzenia się prawdzie, gdyż byłoby to sprzeniewierzenie się nie tylko abstrakcyjnej treści, ale samemu sobie. Absolutyzacja wolności wyboru, która przejawiłaby się w rezygnacji z prawdy, w akcie zakłamania byłaby w swej istocie rodzajem radykalnego samozniewolenia.
 
Można więc stwierdzić:
 
wolność człowieka staje się, innymi słowy, ludzką wolnością, która buduje człowieka w człowieku tylko, jeśli jest wolnością poddającą się prawdzie, dokładniej wolnością oddającą się w jej służbę. Jedynie taka wolność wyzwala człowieka w człowieku [3].
 
W relacji rozpoznawanej prawdy i podejmującej decyzje wolności zasadniczą rolę odgrywa sumienie. Wydarzenie stwórcze w całej swojej pełni znaczenia teologicznego jest momentem tworzącym osobę jako podmiot etyczny. Określeniem tego faktu jest miara odpowiedzialności osoby ludzkiej. Odpowiedzialność jest istotnym przejawem sumienia, a jednocześnie jest przejawem wartości. Wynika to z faktu, że przez ustanowienie osoby jako podmiotu etycznego ustanowiona zostaje osoba jako wartość. Stworzenie jest także ustanowieniem wartości, w konsekwencji godność sumienia wyznacza godność osoby.
 
W sumieniu i dzięki sumieniu człowiek odkrywa swój własny wymiar etyczny. Jest tak dlatego, że jego sumienie jest wyrazem wymagań moralnych. Nie należy jednak tych wymagań traktować jako czegoś heteronomicznego w stosunku do człowieka. Te wymagania moralne (wartość lub prawo) to sama rzeczywistość człowieka jako człowieka. Sumienie w tym kontekście jest tą samą ludzką rzeczywistością, która przybiera kształt słowa (zobowiązującego). Mówienie o prawie i sumieniu jest rozprawianiem o dwóch aspektach korelatywnych i nierozdzielnych jednej i tej samej rzeczywistości. Oznacza to, że człowiek jest sumieniem i prawem w swej konstytucji. Człowiek jest sumieniem, które jest prawem i jest prawem, które jest sumieniem. Sumienie jest głosem prawa, a prawo jest rzeczywistością sumienia.
 
Można zatem powiedzieć, że sumienie i prawo to człowiek rozważany jako podmiot etyczny. Odkrycie tego wymiaru etycznego jest odkryciem człowieka jako zadania, którym jest on sam człowiek i do którego jest zobowiązany. Stąd można wysunąć wniosek postulat, by człowiek był wierny i posłuszny swemu sumieniu, które objawia osobie ludzkiej obowiązek życia, godność życia i prawo życia.
 
Kim człowiek nie chce być? Być może nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie chcąc podjąć wysiłku drogi ku prawdzie i przeznaczeniu, traci bezwiednie chęć bycia człowiekiem.
 
ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Zeszyty Karmelitańskie nr 1 (58/2012)

fot. Graphic Stock
 
Przypisy:
 
[1] S. Rosik, Wezwanie do ludzkiej pełni, w: tenże, Wezwania i wybory moralne. Refleksje teologicznomoralne. Lublin 1992, s. 67. Por. STh I II q.1 a.8 ad pb.; q.3 a.1.
[2] J. Piaseczny, Zdrajca czy bohater? www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/wikileaks [dostęp: 4.02.2012]
[3] T. Styczeń, Być sobą to przekraczać siebie. O antropologii Karola Wojtyły, w: tenże, Solidarność wyzwala, Lublin 1993, s. 98.
 
Zobacz także
o. Jan Andrzej Kłoczowski OP
Od pewnego czasu możemy zaobserwować duże zainteresowanie religiami Wschodu, zwłaszcza buddyzmem i hinduizmem. Skąd ta moda? Oddziaływanie kultury Wschodu na naszą nie jest niczym nowym. Pamiętajmy, że Grecy za Aleksandra Wielkiego doszli aż nad Ganges, i ślady tego możemy odnaleźć w filozofii europejskiej... okazuje się, że nasze kultury nigdy nie były dla siebie aż tak obce, jak się potocznie wydaje...
 
Magdalena Urlich

Każdy człowiek w pewnym momencie staje przed decyzją, która będzie miała wpływ na jego przyszłe życie. Dla osób wierzących ma to głębszy wymiar: rozeznania powołania, do którego wzywa je Bóg. Podstawowe pytanie, które chyba każda wierząca osoba zadała sobie choć raz, dotyczy drogi życia: konsekrowanego, kapłaństwa, we wspólnocie czy w małżeństwie i rodzinie.

 
ks. Artur J. Katolo
Pierwszym zadaniem każdej dyscypliny naukowej jest wpisanie jej w epistemologię. Każda dyscypilna wiedzy powinna umieć zdefiniować samą siebie. Dzisiaj mamy z dziwną sytuacją, kiedy każdą próbę zdefiniowania lub określenia czegokolwiek, określa się mianem „dogmatyzmu” lub „zatwardziałości” naukowej. Z drugiej jednak strony, współczesny pragmatyzm kulturowy, który na pozycji uprzywilejowanej stawia „działanie” nad „istnieniem”, coraz częściej zaczyna poszukiwać swoich właściwych granic.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS