Autor: K. (---.ltk.com.pl)
Data: 2003-06-25 17:24
To smieszne, zeby do kwestii zdrady malzenskiej doklejac etykietke feminizmu.
Tak sie skalada ze moj maz mial do mnie pretenscje o moje przyjaznie (zdrada erotyczna z mojej strony nigdy nie miala miejsca ani w myslach, ani w podejrzeniach meza, ani w rzeczywistosci).
Strasznie mnie to denerwowalo, myslalam, ze on chce mnie ograniczyc, zawlaszczyc, albo ze jednak podejrzewa mnie o romans. Ale jemu chodzilo wlasnie o przyjazn, o to, ze ja opowiadam obcemu mezczeznie o naszych sprawach. Ze to byc moze z nim uzgadniam jakies swoje decyzje, zamiast z mezem, ze maz, polemizujac ze mna, w pewnym sensie polemizowal z obcym facetem.
I w koncu go zrozumialam (sama bywalam zazdrosna, kiedy zaniedbywal mnie na rzecz swoich przyjaciol; kiedy bardziej kierowal sie ich potrzebami i pomyslami niz moimi).
Chodzi tu o lojalnosc w przyjazni. Kto jest dla mnie wazniejszy: maz czy kolezanki, sasiad czy jakis inny czlowiek. I tego samego, uwazam, mam prawo oczekiac od meza. Jesli on chce dzis odpoczac, to ja nie bede spraszac znajomych, bo jego komfort jest dla mnie wazniejszy niz wola przyjaciol, pod warunkiem, ze nie dochodzi do szantazow, rzecz jasna.
A tolerowanie zdrady nie jest normalne, i nie jest w moim odczuciu ani przejawem feminizmu ze strony kobiet, anie meskiego szowinizmu ze strony mezow.
|
|