Autor: Verba Docent (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2006-01-11 09:37
Nie traktowałbym takich lub owakich wyborów duchownych apriori w kategoriach grzechu. Ja nie wiem dlaczego i w jakich okolicznościach ów ksiądz przeszedł do Zielonoświątkowców. Czy PT Pytająca wie? Czy Państwo wiedzą? Ja nie byłbym skłonny "upominać grzesznych" jeśli nic nie wiem.
Dlaczego tak piszę? Bo znam z własnego doświadczenia przypadek "eksa".
Najbliższy przyjaciel mojego wuja, chłopak z "trudnego środowiska", którym opiekował się nasz proboszcz, człowiek charyzmatyczny i wielkiej świętości, wielkich zasług (ma swoją ulicę w naszym mieście). Ów chłopak był ministrantem, potem seminarium, po seminarium studia na KUL. Była duża różnica wieku między nami ale bywał w naszym domu, emanował spokojem, kulturą i wrażliwością. Chrzcił mojego najmłodszego brata, dawał ślub wujostwu i tak dalej. Takim go zapamiętałem. Skierowano go jako wikariusza na parafię, której proboszcz nie był wzorcowym duszpasterzem. Alkohol, hazard, kobiety, jakieś lewe interesy - to były jego "klimaty", "młody" miał troszczyć się o resztę. I w "młodym" coś pękło, nie wytrzymał. Depresja, próby samobójcze, bunt, dramat. Wysłano go do jakiegoś kościelnego ośrodka zamniętego. Uciekł od tego. Wtedy wyciągnął po niego łapy Antychryst. Pojawił się "życzliwy" z IV Departamentu proponujący współpracę, nawet etat. "Młody" próbował, bez większego skutku, "zaczepić" się w Kościele polskokatolickim. Po jakimś czasie spotkał kobietę, ożenił się, urodziły im się dzieci. Zaczepił się do pracy w firmie transportowej, której został dyrektorem po jakimś czasie. Gdy analizuję przypadek tego człowieka ciągle łazi mi po głowie pytanie: czy Kościół, którego jestem wiernym, zrobił wszystko co należało?
|
|