logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Rafał Dudała
Najświętszy wśród uczonych
Więź
 
fot. Dimitri Houtteman | Unsplash (cc)


W jaki zatem sposób studium myśli Tomasza może być inspirujące dla współczesnych młodych badaczy? Pomimo wstępnej i uzasadnionej krytyki, Akwinata wciąż pozostaje mistrzem dla Kościoła, choć już nie wyłącznym i jedynym, acz uprzywilejowanym.

 

Dyskusje wokół Vaticanum Secundum zazwyczaj zamiast łączyć – nader wyraziście polaryzują stanowiska. Nie inaczej jest z próbą poszukiwania odpowiedzi na pytania o aktualność św. Tomasza z Akwinu. Jaka była rola myśli Akwinaty na II Soborze Watykańskim? Czy po tym największym wydarzeniu eklezjalnym minionego stulecia miejsce Tomasza jest już tylko w historii? Na ile recepcja refleksji teologicznej i filozoficznej „najświętszego wśród uczonych i najbardziej uczonego wśród świętych” (Pius XI) stać się może inspirująca dla dzisiejszych badaczy?

 

Z jednej strony nie brakuje tych, którzy utrzymują, że sobór definitywnie porzucił doktrynę Akwinaty, stąd też nie ma potrzeby dalszego jej studiowania. Ich oponenci uznają teksty soborowe za absolutnie niespójne z nauczaniem św. Tomasza, co miałoby pozbawiać je koniecznego autorytetu. Tymczasem współczesne Magisterium Kościoła, jednoznacznie krytykując oba te ujęcia, wskazuje na ich wspólny błąd, którym jest rozumienie soboru jako radykalnego zerwania z przeszłością. Jednocześnie zaś zachęca do odczytania jego reformatorskiego nauczania w ciągłości z katolicką tradycją teologiczną i filozoficzną, tak wyraziście naznaczoną dziełem Doktora Anielskiego.

 

Pęknięcie jednak nastąpiło… Był rok 1964, w Rzymie rozpoczynała się trzecia sesja soboru. Wtedy też dziewiętnastoletni Christoph Schönborn wstąpił do nowicjatu dominikanów, zakonu szczycącego się posiadaniem wśród swoich członków św. Tomasza z Akwinu, a tym samym mającego szczególny tytuł do ochrony pamięci o nim. Należąc do prowincji francuskiej, Schönborn studiował w słynnej szkole Le Saulchior. Tu, w 1968 roku, a więc zaledwie trzy lata po zakończeniu soboru, filozofia św. Tomasza została wykreślona z oficjalnego programu studiów. Przyszły kardynał i arcybiskup Wiednia zetknął się z myślą Akwinaty tylko dzięki Martinowi Hubertowi, staremu zakonnikowi, który potajemnie gromadził niektórych studentów wokół siebie, aby czytać z nimi teksty Doktora Anielskiego.

 

Z kolei profesor Nicolaus Lobkowicz, urodzony w Pradze wybitny współczesny filozof niemiecki, wspomina swą pracę na Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie. Gdy przybył tam na początku lat 60., czytano dzieła Arystotelesa – „De anima” w ramach psychologii filozoficznej oraz „Analytica Posteriora” podczas kursu filozofii nauki. Sześć lat później, gdy wracał do Monachium, wszyscy zaczytywali się już tylko w „Dociekaniach filozoficznych Ludwiga” Wittgensteina.

 

Dlaczego w tak radykalny sposób pomniejszono rolę św. Tomasza w epoce postconcilium, zwłaszcza w odniesieniu do katolickiej filozofii? Próbę odpowiedzi na to pytanie podjął ks. Michael Konrad podczas zorganizowanego przez katedrę „Święty Tomasz i myśl współczesna” przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie panelu dyskusyjnego na temat „Święty Tomasz i II Sobór Watykański”. Wskazał on na dwie podstawowe przyczyny tego stanu rzeczy.

 

Pierwsza ma charakter filozoficzny. Neotomiści często identyfikowali filozofię raczej z rezultatami dociekań racjonalnych i powstałym w ich wyniku systemem aniżeli z samym poszukiwaniem prawdy; nader wyraźna była ich tendencja do postrzegania myśli Tomasza jako zamkniętej w zastygłych formułach. Odnosiło się wrażenie, że to słowa są ważniejsze aniżeli opisywana rzeczywistość; schematyczne odtwarzanie definicji zdominowało dążenie do osobistego zetknięcia się z prawdą. Dla wielu tomizm stał się jedynie słuszną ideologią! Owszem, filozof może odnaleźć prawdę i może ją też wobec innych opisywać. Jednak nikt nie jest filozofem tylko dlatego, że powtarza tezy kogoś innego. Nie można nauczyć się filozofować bez wcześniejszego utożsamienia się z pytaniami wielkich mistrzów.

 

Druga racja jest teologiczna. Przedsoborowa teologia nie była dość… teologiczna. Przejawem tej ogólnej słabości było zarówno wezwanie do ponownego odkrycia źródeł Objawienia, czyli Pisma Świętego i Ojców Kościoła, jak i ruch liturgiczny. Zwykle przyczyna tego „deficytu teologicznego” utożsamiana bywa z mentalnością tomistyczną, oskarżaną o przesadny intelektualizm i naturalizm, uprzedmiotowienie i pomniejszenie, w imię natury i uniwersalizmu, jednostkowości osoby.

 

Wskazując na faktyczne (bądź nie) przyczyny porzucenia myśli Tomasza, nie sposób nie zapytać jednocześnie o skutki, jakie to wywołało. Otóż po soborze, zdaniem prof. Konrada, wielu teologów usiłowało tworzyć teologię mniej filozoficzną i abstrakcyjną, a przez to bliższą ludzkiemu doświadczeniu. Jednak wyrzeczenie się Tomasza pociągnęło za sobą wyrzeczenie się metafizyki i zastąpienie jej nowymi naukami humanistycznymi, takimi jak socjologia, pedagogika czy psychologia. „Co się jednak stanie, gdy teolog zrzeknie się prawa do bycia filozofem, a co za tym idzie: dążenia do poznania prawdy”? – pyta Michael Konrad. „Wówczas objawienie uznane będzie jako jedna z wielu tradycji, bez wiary w to, że skrywa ona w sobie odpowiedź, na którą czeka ludzkość”. Wiara, jak pisał kard. Joseph Ratzinger, „może być misyjna jedynie wówczas, gdy przekracza każdą tradycję, a jednocześnie odwołuje się do rozumu i pozwala dojść do samej prawdy”. W tym sensie nie jest więc przypadkiem, że posoborowe zapomnienie o Tomaszu i odrzucenie metafizyki idzie w parze z osłabieniem ducha ewangelizacji.

 

Wydaje się jednak, że pytanie o rolę myśli świętego Tomasza na soborze skrywa w sobie znacznie poważniejszy problem, tj. kwestię relacji pomiędzy tradycją a prawdą. W latach 60. nasiliła się fala kontestacji tradycji jako takiej, a co za tym idzie – wartości, jaką stanowi autorytet. Znane są efekty takich postaw na poziomie społecznym (symboliczny już rok 1968 jest tego wymownym potwierdzeniem), ale przecież uwidoczniły się one także w kręgach filozoficznych. Wprawdzie wielu uczonych słusznie twierdziło, że filozofia opiera się na dowodach, nie zaś na autorytecie, to jednak doprowadziło ich do błędnej konkluzji. „Duch filozofii jest niespójny z duchem uczniostwa” (L. Dewart). Zadekretowano, że filozof nie może pozostać uczniem kogoś innego, lecz musi myśleć „za siebie”. Dotąd tradycyjnym mistrzem filozofów katolickich był św. Tomasz; teraz, aby stać się prawdziwym filozofem, należało uwolnić się spod jego władzy.

 

Pomimo zauważalnego kryzysu tomizmu Magisterium Kościoła nigdy jednak nie przestało ukazywać Doktora Anielskiego jako punktu odniesienia. Choć wielu teologów i filozofów interpretuje sobór jako odrzucenie świętego Tomasza, kolejni papieże wciąż przedstawiają go jako mistrza. Rodzi się przeto uzasadnione pytanie o cechy, które miałyby go do tego predestynować także i w dobie współczesnej.

 

Jasnej i do dziś niezwykle inspirującej odpowiedzi na to pytanie udzielił Paweł VI – przy okazji dwóch kongresów tomistycznych (1965 i 1974 r.). Papież wyraźnie dostrzega ograniczenia doktryny św. Tomasza, wskazując zarówno na jej związki ze średniowiecznymi koncepcjami kosmologicznymi i biologicznymi, dziś już zdezaktualizowanymi, jak również na używany język, pełen anachronicznych określeń i trudny do zrozumienia dla współczesnego czytelnika. Wszak teologia i filozofia muszą uwzględniać rozwój nowożytnych nauk oraz postęp w dziedzinie komunikowania.

 

W jaki zatem sposób studium myśli Tomasza może być inspirujące dla współczesnych młodych badaczy? Pomimo wstępnej i uzasadnionej krytyki, Akwinata wciąż pozostaje mistrzem dla Kościoła, choć już nie wyłącznym i jedynym, acz uprzywilejowanym.

 

W liście „Lumen Ecclesiae” z okazji siedemsetnej rocznicy śmierci św. Tomasza z Akwinu Paweł VI wskazuje na zasadniczą kwestię metody. W obliczu pytań o znaczenie trwania w tradycji i podążania za autorytetem podkreśla, że nie wystarczy po prostu odtwarzać formuły dawnych mistrzów, aby być ich prawdziwym uczniem. Tego typu postawa byłaby niewłaściwa i ze szkodą dla samych badań. Aby stać się autentycznym uczniem, w pierwszej kolejności należy gruntownie zrozumieć doktrynę mistrza: nie poprzestawać na kwestiach terminologicznych, lecz dążyć do uchwycenia istoty (ducha). Zresztą tradycja katolicka nie ogranicza się do myśli Akwinaty. Aby ją poznać dogłębnie, należy na nowo odkrywać Biblię, naukę Ojców Kościoła, historię dogmatów itd.

 

Drugi, bardzo istotny krok to poznanie współczesnej mentalności. Wiara odpowiada na pytania człowieka każdego czasu.

 

I wreszcie krok trzeci, który dokonuje się w dialogu pomiędzy pytaniami współczesności a bogactwem tradycji. To uprzywilejowana (jeśli nie jedyna) droga, by wejść w „żywą komunię” z samym Tomaszem. Tradycja bowiem jest żywa o tyle, o ile pozwala człowiekowi osobiście odpowiedzieć na pytania, w obliczu których stawia go współczesna cywilizacja.

 

Ta „metoda” Pawła VI skrywa w sobie także niezwykle głębokie, bo humanistyczne przesłanie: nie wystarczy być uczniem czy wręcz niewolnikiem św. Tomasza, ale nade wszystko trzeba stać się jego synem i przyjacielem. Tym bowiem, co odróżnia syna i przyjaciela od sługi i ucznia, jest wolność działania we własnym imieniu. Dziecko jest bardziej wierne swemu ojcu aniżeli sługa swemu panu, gdyż nie pozostaje z nim w relacji jedynie zewnętrznej. Dlatego też, jak pisze Paweł VI, „nie można mówić o wierności prawdziwej i płodnej, jeśli się nie przyjmuje jakby z jego [św. Tomasza] rąk zasad, które pozwalają rozjaśnić najważniejsze zagadnienia filozoficzne oraz umysłowe ujęcia wiary w dzisiejszych czasach, będących zarazem podstawowymi pojęciami jego nauki”.

 

Przy okazji św. Tomasza warto na koniec zapytać o to, czego w dobie postconcilium można się nauczyć z wykładu katolickiej filozofii, podkreślającej zgodność „umiłowania mądrości” z wiarą. Podążając śladem rozważań encykliki „Fides et ratio” Jana Pawła II, należałoby wskazać trzy naczelne postulaty: przede wszystkim filozofia potrzebuje odzyskać wymiar mądrościowy, pozwalający odnajdywać ostateczny i całościowy sens życia; następnie musi ona wykazać, że człowiek potrafi dojść do poznania prawdy; i wreszcie powinna pozostać autentycznie metafizyczna, zdolna przejść od fenomenu do fundamentu.

 

Jeśli zatem Tomasz miałby pozostać ponadczasowym przykładem realizacji powyższych postulatów, a zarazem mistrzem dla młodych filozofów – gdzie odnaleźć tajemnicę wielkości człowieka, którego za swojego świętego uznaje nie tylko Kościół katolicki, ale też luterański? Odpowiadając, Michael Konrad twierdzi, że „Tomasz pozostaje prawdziwym filozofem nawet wówczas, gdy zajmuje się teologią. Również w obliczu prawdy nie przestaje pytać. Szuka prawdy i prawdę miłuje ponad wszystko. Nie ma to jednak nic wspólnego z postawą ideologa: wolny od jakichkolwiek uprzedzeń bada on każdą doktrynę, by samemu się przekonać o tym, co w niej jest prawdziwe, a co fałszywe”.

 

Słuchając tych refleksji, pomyślałem, że można by uniknąć tych problemów, gdyby Kościół poszedł za refleksją o św. Tomaszu autorstwa Stefana Swieżawskiego. On jako profesor-uczeń Akwinaty i jako audytor soborowy przypominał, że Tomasz nie był tomistą (czyli ideologiem), a może i powinien być dziś nauczycielem kontemplacji filozoficznej i kultury mądrości.

 

ks. Rafał Dudała
Więź 8-9/2012

 
Zobacz także
Aleksandra Wojtyna
Niedościgniony polemista i retor, wyśmienity na polu erystyki, perswazji i argumentacji. Odważny i porywczy, pełen wymagającej miłości, cierpliwości i łagodności. Człowiek godny szacunku i zaufania, słowny, szczodry, pracowity, walczący z własnym trudnym charakterem. Jednak przede wszystkim pełen szacunku i miłości do Chrystusa, gorliwie pełniący Jego nakazy...
 
Anna Dąbrowska, Sławomir Rusin
Kościół nie jest wspólnotą idealną. Są w nim rzeczy, z którymi trudno się pogodzić. Mamy zbiurokratyzowane parafie, przerost struktur nad życiem, myślenie kategoriami instytucji itd. Sam Kościół o tym mówi. I co dalej? Można ustawić się w gronie tych, którzy będą mówić, że jest fatalnie, albo w gronie tych, którzy słuchając Ducha Świętego pójdą do przodu i będą próbować ten stan zmienić. 

Z ks. bp. Grzegorzem Rysiem, historykiem Kościoła, przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji rozmawiali Anna Dąbrowska i Sławomir Rusin.
 
Dariusz Piórkowski SJ
Wielokrotnie ludzie słuchający Jezusa byli znużeni i głodni, ale On tylko dwa razy ich nakarmił. Nie robił tego codziennie. Czasami nawet zostawiał ludzi, którzy z pewnością nie mieli co jeść i udawał się gdzie indziej. Dlaczego tylko dwa razy? Ponieważ w rozmnożeniu chleba nie chodzi jedynie o zaspokojenie głodu fizycznego...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS