logo
Czwartek, 05 grudnia 2024 r.
imieniny:
Kryspiny, Norberta, Sabiny, Geralda – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Na obraz Trójcy Świętej
Idziemy
 


Na początku Księgi Rodzaju czytamy: „Rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam» (Rdz 1, 26). Dlaczego Bóg mówi w liczbie mnogiej „uczyńmy”?


Chrześcijanie, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa i dane przez Niego objawienie, mają następującą odpowiedź: Bóg mówi w liczbie mnogiej, ponieważ nie jest samotnym absolutem, ale odwieczną Wspólnotą Trzech: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Trójcy. Co to jednak znaczy i co z tego wynika dla naszego życia?

 

Samotne wyspy? Nie!

 

Zdanie „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz” może być różnie interpretowane. Po pierwsze, że Bóg Ojciec widział swego odwiecznego Syna jako wcielonego i na Jego obraz stworzył człowieka. O tym mówi początek Listu do Efezjan, w którym czytamy, że Bóg Ojciec „w Chrystusie wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1, 3-4). Druga interpretacja odwołuje się do atrybutów Boga, tj. do Jego nieskończonego rozumu i niczym nieograniczonej woli. Człowiek otrzymał od Stwórcy rozum i wolną wolę i w tym sensie jest Jego obrazem. Jednak te dwie interpretacje byłyby niepełne bez trzeciej, która podkreśla, że stworzenie na Boży obraz oznacza stworzenie na obraz Trójcy: Ojca, Syna i Ducha. Bóg nie jest samotnym „Ja”, ale jest w nim cała gramatyka relacji: „ja”, „ty”, „my”, „on”… Tak samo człowiek nie może być widziany jedynie jako „ja”, ale zawsze w relacji do innych, we wspólnocie z innymi.

 

Przypomina się tu tytuł książki amerykańskiego trapisty Thomasa Mertona „Nikt nie jest samotną wyspą”. Właśnie! Zostaliśmy stworzeni na obraz odwiecznej Bożej wspólnoty Trzech, a zatem nie możemy istnieć jako „samotne wyspy”. Ludzkie „ja” musi być w relacji do innego „ty”, aby się rozwinąć i wzrastać. W XIII w. cesarz Fryderyk Hohenstauf przeprowadził ponoć eksperyment, który miał dać odpowiedź na pytanie, jaki język był pierwszy. W tym celu kazał odebrać kilku matkom dzieci zaraz po narodzinach i przekazać je opiekunkom, które mogły dzieci jedynie karmić, ubierać i kąpać. Nie wolno im było odzywać się do nich ani bawić się z nimi. Cesarz zakładał, że w tych warunkach dzieci same z siebie zaczną mówić w języku pierwotnym, niejako wrodzonym człowiekowi. Jednak dzieci umarły w przeciągu roku. Wniosek z tego taki, że człowiek, by żyć, potrzebuje nie tylko odzienia i jedzenia, ale także relacji z drugim człowiekiem. Żadna Osoba Boska nie jest samowystarczalna wobec dwóch pozostałych. Ojciec istnieje odwiecznie, o ile jest w odwiecznej relacji do Syna i Ducha itd. Człowiek istnieje, o ile jest w relacji do Boga i do innego człowieka.

 

W drugim opisie stworzenia w Księdze Rodzaju czytamy, że po stworzeniu pierwszego człowieka „Pan Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam»” (Rdz 2, 18). I stworzył Bóg kobietę, o której mężczyzna powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała” (Rdz 2, 23). Dalej czytamy: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). A zatem podstawową ludzką wspólnotą jest rodzina (mężczyzna, kobieta, dzieci). Ta wspólnota zakorzeniona jest w Bogu w Trójcy Jedynym. Oczywiście wszelkie analogie między Boską wspólnotą a ludzką rodziną są w sposób oczywisty ograniczone, niemniej są one nie tylko możliwe, ale także potrzebne, gdyż człowiek został stworzony na podobieństwo trynitarnej wspólnoty. Ponadto również inne wspólnoty ludzkie, jak np. wspólnoty życia zakonnego, możemy z pożytkiem odnosić do wspólnoty Bożej, by np. coraz lepiej rozumieć, że jedność nie oznacza zacierania różnic, a inność wcale nie musi prowadzić do oddalenia. Wręcz przeciwnie! Wszak miłość zakłada jednoczesną inność i zjednoczenie.

 

Bóg miłością Trzech

 

W Pierwszym Liście św. Jana dwa razy czytamy, że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8. 16). Co znaczy ta swoista „definicja” Boga? Nie oznacza jedynie tego, że Bóg nas kocha, czego dowód dał w wydarzeniach wcielenia, krzyżowej śmierci, zmartwychwstania i zesłania Ducha Świętego, abyśmy i my mogli zmartwychwstać. Bóg, by móc powiedzieć: „Kocham cię”, nie musiał stwarzać człowieka. Bo Bóg jest odwiecznie miłością sam w sobie. To jest istota prawdy o Trójcy Świętej. W starożytnym symbolu wiary Fides Damasi czytamy, że „czcimy i wyznajemy jedynego Boga, ale nie jedynego w sensie, że jest On samotny”. Bóg jest bowiem miłością Trzech, którzy mają jedną, boską naturę. Niekiedy można usłyszeć, że dogmat o Trójcy Świętej tylko komplikuje chrześcijańską wiarę, że łatwiej było wierzyć w Boga, który jest po prostu jedną absolutną osobą, jak to jest według żydów i muzułmanów. Ale jak się głębiej zastanowimy, to jest akurat na odwrót. Bóg jednoosobowy byłby samotnym, w gruncie rzeczy smutnym bytem, byłby wszechwiedzącym absolutem, ale nie pociągającą miłością. Przypominałby raczej Płaczyboga z wiersza Bolesława Leśmiana „Dwaj Macieje”, który skarży się: „Sam jestem – samiustek”.

 

Ryszard od św. Wiktora, teolog z XII w., przeprowadził następujące rozumowanie. Miłość jest czymś najdoskonalszym we wszechświecie, a zatem doskonały Bóg musi być miłością. Zresztą to, że Bóg jest miłością, mówi Nowy Testament. Skoro jednak Bóg jest miłością, to jako Bóg nie może być jakąkolwiek miłością, lecz miłością doskonałą. Gdyby jednak był jednoosobowy, przed stworzeniem świata mógłby kochać jedynie samego siebie, a taka miłość nie jest doskonała. Prawdziwa miłość potrzebuje dwóch osób: tego, który kocha, i tego, który jest kochany. Ale – zauważa Ryszard od św. Wiktora – dwóch też nie wystarcza, by można było mówić o miłości doskonałej. Bo osoba kochana nie zamyka się w tym doświadczeniu, ale chce, by ktoś inny, trzeci, też był kochany, jak ona jest kochana. W ten sposób teolog dochodzi do postulatu, jakby abstrahując od objawienia, że w Bogu, który jest miłością, musi być trzech: ten, który kocha, ten, który jest kochany, i trzeci, który jest współ-kochany przez pierwszego i drugiego. Jezus Chrystus objawił nam, że rzeczywiście tak jest: Bóg Ojciec kocha odwiecznie Syna i razem z Synem kocha odwiecznie Ducha. Człowiek stworzony na obraz Boga, który jest miłością, został powołany do miłości, do kochania i bycia kochanym, do współ-kochania i bycia współ-kochanym.

 

Nie zbawiamy się sami

 

Powiedzieliśmy za Mertonem, że nikt nie jest samotną wyspą. Z tego wynika, że nikt nie zbawia się sam. Bóg też nie chce zbawiać nas w pojedynkę. Oczywiście każdy z nas ma niepowtarzalną relację z Bogiem, ale Bóg zbawia nas we wspólnocie – w Kościele. Mówimy, że Kościół został założony przez Jezusa Chrystusa. To prawda, Mistrz z Nazaretu powołał apostołów, posłał ich z misją nauczania i udzielania chrztu, ustanowił Eucharystię, która w kolejnych pokoleniach jest lepiszczem Kościoła. Kościół jest więc Chrystusowy, ale należy także do Boga Ojca i do Ducha Świętego. Ostatecznie Kościół jest wspólnotą założoną przez Boską Wspólnotę. Bóg Ojciec zwołuje Lud Boży, Jezus Chrystus jest Głową Kościoła jako swego Mistycznego Ciała, a Duch nieustannie oczyszcza i uświęca Kościół, czyniąc go swoją świątynią, a w konsekwencji świątynią całej Trójcy.

 

Niektórzy się mądrzą, że Kościół nie jest im potrzebny, że sami mogą mieć kontakt z Bogiem. Zapominają, że zostali stworzeni na obraz Boskiej, trynitarnej wspólnoty, a zatem Bóg powołuje ich do wspólnoty ze sobą, ale i do wspólnoty z innymi, zaprasza ich do Kościoła. Bo Kościół, choć jest grzeszny grzesznością swoich członków, to jest też wspólnotą świętych, która w kolejnych pokoleniach głosi Słowo, sprawuje sakramenty i podejmuje dzieła miłosierdzia.


Dariusz Kowalczyk SJ
Idziemy nr 21/2024