Już jesteśmy zbawieni przez to, co uczynił Jezus
W Liście do Hebrajczyków kilkukrotnie znajdujemy zdanie, że Jezus, siedzący po prawej stronie tronu Boga w niebie, nieustannie wstawia się za ludźmi, za tymi, których uczynił swoimi braćmi i siostrami, że On „zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7, 25). Jezus jest naszym Zbawicielem, On złożył samego siebie w ofierze za nas i odkupił nas spod panowania szatana, grzechu i śmierci. Ofiara Jezusa, patrząc z Bożej perspektywy, raz na zawsze jest zbawienna. Już jesteśmy zbawieni przez to, co uczynił Jezus, umierając na krzyżu i zmartwychwstając.
Patrząc od strony człowieka, ciągle jeszcze jesteśmy w drodze, możemy w przyjętym zbawieniu trwać bądź je odrzucić. Sami więc z siebie nic nie możemy, jesteśmy zależni od Pana Jezusa i również nasze wstawiennictwo nie ma żadnej własnej mocy i skuteczności, jest tylko włączeniem się we wstawiennictwo Jezusa, które trwa przed Ojcem.
„Jezus Chrystus, po wejściu raz na zawsze do sanktuarium niebieskiego, wstawia się nieustannie za nami jako Pośrednik, który zapewnia nam nieustannie wylanie Ducha Świętego” (KKK 667). Jezus się wstawia, Jego wstawiennictwo jest pełne mocy i dociera bezpośrednio do Serca Boga. I to Jezusowi najbardziej zależy na tym, by jego bracia i siostry, tworzący Jego Kościół, byli napełnieni Duchem Świętym. On otrzymał Obietnicę Ojca i zesłał Ducha na swoich braci zgromadzonych w Wieczerniku jerozolimskim i to wylanie Ducha wciąż trwa.
„Ponieważ Duch Święty jest namaszczeniem Chrystusa, Chrystus – Głowa Ciała – rozlewa Go na swoje członki, aby je karmić, uzdrawiać, ustalać ich wzajemne funkcje, ożywiać, posyłać, by dawały świadectwo, włączać je do swojej ofiary składanej Ojcu i do swojego wstawiennictwa za cały świat. Przez sakramenty Kościoła Chrystus udziela członkom swego Ciała Ducha Świętego i Uświęciciela” (KKK 739). Co za wspaniała wiadomość dla wszystkich, którzy wołają o przyjście Ducha – On już jest dany Kościołowi, Jezus nieustannie Go udziela, naszą więc rolą jest otwarcie swego życia na Jego przychodzenie i nieustanne przyjmowanie Go.
Aby to lepiej zrozumieć, posłużę się kolejnymi obrazami. Pierwszym z nich będzie to, co w „Twierdzy wewnętrznej” opisuje św. Teresa z Avila. Mniej więcej 500 lat temu otrzymała od swojego spowiednika zadanie, aby opisać to, co poprzez modlitwę dzieje się w duszy. Nie wiedząc jak się do tego zabrać, poszła do kaplicy, by się o to pomodlić. Podczas tej modlitwy Pan Jezus przyszedł do niej z wewnętrznym obrazem. Tak to opisała: „Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. Bo w istocie, jeśli dobrze rzecz zważymy, dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa. Jakież bowiem musi być to mieszkanie, w którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego pełny, rozkosz dla siebie znajduje? Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej.
I w rzeczy samej, jak umysł nasz, jakkolwiek by był bystry, nie zdoła pojąć Boga, tak również ledwo może pojąć wielkość duszy, którą Bóg, jak nam to własnym słowem swoim oznajmia, stworzył na swój obraz i podobną sobie. A jeżeli tak jest w istocie, na próżno trudzilibyśmy się, chcąc zrozumieć w zupełności całą piękność tej twierdzy; bo jakkolwiek między duszą stworzoną a Bogiem taka zachodzi różnica, jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, dość przecie tego, co nam Pan mówi, iż stworzona jest na podobieństwo Jego, abyśmy zrozumieli, że nie zdołamy pojąć tak wielkiej piękności i godności duszy ludzkiej. Wielka to zaiste wina nasza i wstyd, że z własnej winy naszej nie znamy samych siebie ani nie wiemy, czym jesteśmy. Czy nie byłoby to wielkim wstydem, gdyby kto zapytany, kim on jest, nie umiał na to odpowiedzieć, aniby wiedział, kim jest jego ojciec, kim matka, gdzie i w jakim kraju się urodził?
Jeśliby to już było wielką głupotą, to czyż nie daleko większą jest, gdy nie troszczymy się o poznanie wysokiego dostojeństwa duszy naszej i żyjemy całkiem zanurzeni w tym ciele naszym? I wierzymy tylko tak na głucho, że mamy duszę, bo tak nam powiedziano i tak uczy wiara. Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka jest wysoka cena jej, i kto jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało sobie ważymy obowiązek starania się z wszelką usilnością o zachowanie jej piękności. Wszystka zaś myśl i troska nasza obraca się jedynie około grubej oprawy tego diamentu, około zewnętrznego wału tej twierdzy, którym jest ciało nasze. Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą” („Twierdza wewnętrzna”, rozdział I, 1-3).
Upraszczając ten obraz duszy człowieka, którą św. Teresa zobaczyła jako kryształową twierdzę z wieloma komnatami, spróbujmy popatrzeć na swoją duszę i na duszę człowieka, za którego podejmujemy modlitwę wstawienniczą, jak na budynek z wieloma pokojami, z kilkoma piętrami, może z piwnicą lub kilkoma piętrami piwnic. Niektóre domy mają otwartą przestrzeń, inne są budowane jako zamknięte pomieszczenia. W wizji św. Teresy budowla ta była przezroczysta, kryształowa. Czy nasza dusza jest taka przezroczysta, to już inna sprawa. Może jest jak średniowieczny zamek z krętymi schodami i ukrytymi komnatami. To pewnie zależy od wielu czynników. Popatrzmy na te pokoje jak na konkretne wydarzenia, konkretne wspomnienia z przeszłości. Jedni z nas mieli w miarę proste życie, byli kochani, kochali innych, nie wydarzyło się w ich życiu nic strasznego. Inni natomiast przeżyli wielkie traumy, doświadczyli cierpienia, odrzucenia, lęku, zostali skrzywdzeni.
Wróćmy do otwarcia swego życia na przychodzenie Ducha Świętego i przyjęcie Go w nas. Czy możemy popatrzeć na swoje wnętrze jak na taką budowlę z pokojami? Przyjęcie Pana Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela, przychodzącego do nas w mocy Ducha Świętego, będzie zaproszeniem Go do każdego pomieszczenia naszej duszy, do wszystkich pokoi, piwnic, strychów, komórek. Często podczas konferencji mówię, że Pan Jezus nie chce w nas być „księdzem po kolędzie”, który jest wpuszczany tylko do reprezentacyjnego, posprzątanego salonu. On chce być domownikiem, chce wejść do każdego pomieszczenia. Jak napisała św. Teresa, On chce czuć się w nas jak w raju, chce być przyjęty, dostrzeżony, obdarzony troską i uwagą z naszej strony. On, Pan nieba i ziemi, chce w nas mieszkać.
Czy zatem otwieramy Mu wszystkie nasze wewnętrzne drzwi? Czy wpuszczamy Go do wszystkich naszych komnat, a więc do wszystkich wydarzeń, relacji, wspomnień, do całego bólu, cierpienia, strachu? Do pokoi, które dawno zaryglowaliśmy, bo skrywają straszne przeżycia, odrzucenie, nieakceptację, bycie niekochanym, niepotrzebnym, poniżonym? Jezus mówi: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20).
Bożym darem dla każdego z nas jest więc obecność Pana Jezusa w mocy Ducha Świętego dawana nam nieustannie, ale patrząc realnie na nasze życie, nie jesteśmy wszyscy tak do końca otwarci na Jego obecność, nie wszystkie komnaty naszej duszy są wypełnione Jego światłem. Przeszkadza nam w tym przede wszystkim nasz grzech oraz bardzo często zranienia spowodowane działaniem innych ludzi, przez co pozamykaliśmy się wewnętrznie.
Modlitwa wstawiennicza powinna więc być najbardziej skierowana tam, gdzie pojawia się grzech i dotyka człowieka, oraz tam, gdzie ktoś doświadcza skutków grzechu swojego lub innych osób. I tu po raz kolejny w tych naszych rozważaniach trzeba jasno podkreślić, że zgładzenie grzechów dokonuje się przez sakramentalne rozgrzeszenie. Żadna modlitwa wstawiennicza najlepszych w naszym przekonaniu charyzmatyków nie spowoduje odpuszczenia grzechów. Modlitwa wstawiennicza może nam pomóc zobaczyć grzech w naszym życiu, może nam pomóc wzbudzić w sobie żal za grzechy, może nam otworzyć oczy na to, że żyjemy w grzechu, ponieważ Duch Święty, który wówczas do nas przychodzi – według słów Pana Jezusa – przekonuje świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (por. J 16, 8).
Dzisiaj wśród ludzi zanikło poczucie grzechu, dzisiaj ludzie potrafią obwiniać innych o swoje trudności, niepowodzenia, problemy, a bardzo trudno im dostrzec, że to, czego dzisiaj doświadczają, jest w dużym procencie po prostu konsekwencją ich grzechów z wcześniejszych lat życia, konsekwencją decyzji podjętych bez stanu łaski uświęcającej, czyli decyzji nie do końca zgodnych ze wspaniałym planem Boga wobec nich. Aby na swoje życie popatrzeć oczami Pana Boga, potrzebny jest nam Duch Święty, który w każdej modlitwie wstawienniczej wylewa się na nasze życie. Tylko tu znowu trzeba postawić pytanie, czy wylewa się On na nasze życie i mamy umytą elewację i dachówki, czy rzeczywiście otwieramy Mu dostęp do naszego wewnętrznego świata i wpuszczamy to wylanie się Bożej miłości do naszych komnat?
Tylko Duch Święty potrafi przekonać nasze serce i objawić nam Jezusa, który kocha nas pomimo naszej grzeszności i czeka na nas w sakramentalnym działaniu swego Kościoła, by nas ze sobą na nowo pojednać. Podejmując modlitwę wstawienniczą z osobami, które o to proszą, włączamy się w miłość Jezusa do Kościoła i pomagamy innym osobom, by tej miłości Pana Jezusa zaczęły doświadczać.
„Całe bogactwo Chrystusa »jest przeznaczone dla każdego człowieka, ono jest dobrem każdego człowieka«. Chrystus nie żył dla siebie, ale dla nas, od chwili Wcielenia »dla nas ludzi i dla naszego zbawienia« aż do swojej śmierci »za nasze grzechy« (1 Kor 15, 3) i Zmartwychwstania »dla naszego usprawiedliwienia« (Rz 4, 25). Także teraz jeszcze jest On naszym »Rzecznikiem wobec Ojca« (1 J 2, 1), »bo zawsze żyje, aby się wstawiać« za nami (Hbr 7, 25). Ze wszystkim, co przeżył i wycierpiał za nas raz na zawsze, jest ciągle obecny »przed obliczem Boga«, »aby teraz wstawiać się za nami« (Hbr 9, 24)” (KKK 519). A więc we wstawiennictwie chodzi o Jezusa, a nie o nas, bo to On się nieustannie wstawia przed Ojcem. Pozwolę sobie użyć drugiego obrazu, który może nam pomóc to lepiej zrozumieć. Spójrzmy na modlitwę wstawienniczą jak na płynącą rzekę. Rzeka płynie, bo wstawiennictwo Pana Jezusa w niebie trwa.
Naszą rolą, jako wystawienników, jest wejście do tej płynącej cały czas rzeki i włączenie się we wstawiennictwo Pana Jezusa. Niestety często można spotkać osoby zaangażowane w posługę modlitwą wstawienniczą, które całą skuteczność takiej modlitwy pokładają w sobie, w swoim wstawiennictwie. Podążając za obrazem płynącej rzeki, takie osoby kopią własny rów wzdłuż też rzeki. Mogą też wykopać własną kałużę, a nawet piękny staw, ale to nie będzie już rzeka, tylko coś obok niej. A tymczasem Kościół uczy nas, że: „Wstawiennictwo jest modlitwą prośby, która bardzo przybliża nas do modlitwy Jezusa. To On jest jedynym wstawiającym się u Ojca za wszystkich ludzi, a w szczególności za grzeszników. On jest Tym, który »zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi« (Hbr 7, 25). Sam Duch Święty »przyczynia się za nami w błaganiach... przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą« (Rz 8, 26-27)” (KKK 2634).
Kościół zaprasza nas, by nie kopać własnego rowu, tylko wejść we wstawiennictwo Pana Jezusa, gdyż „to On jest jedynym wstawiającym się u Ojca za wszystkich ludzi, a w szczególności za grzeszników”. Jakże potężne jest to wstawiennictwo, a jak mało je rozumiemy? Podczas prowadzenia różnych warsztatów spotykam osoby posługujące modlitwą wstawienniczą, które liczą tylko na siebie, które efektu takiej modlitwy upatrują tylko w swoich możliwościach. Z drugiej strony spotykam osoby, którym ktoś podczas modlitwy wstawienniczej powiedział, że już więcej nie może, że ta osoba musi iść do kogoś „mocniejszego”. Czyż to nie wynika z niezrozumienia istoty wstawiennictwa? Czy to nie jest chlapanie się we własnej kałuży zamiast pływania w rzece łaski Pana Jezusa?
Duch Święty „przyczynia się za nami w błaganiach... przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą”. I to Duch Święty najlepiej wie, które komnaty naszej wewnętrznej twierdzy są jeszcze nierozświetlone Jego światłem, są puste, ciemne, jest w nich smród grzechu lub zaduch jego konsekwencji. W te miejsca podczas modlitwy wstawienniczej ma wejść Pan Jezus, a my możemy Mu w tym pomóc, a przede wszystkim nie przeszkadzać. Mamy sami trwać w jedności z Panem Jezusem i podczas modlitwy pomóc drugiemu człowiekowi spotkać Jezusa i otworzyć przed nim wszystkie drzwi i okna jego wewnętrznej twierdzy. My nie mamy do nich kluczy, tylko dana osoba ma władzę nad swoim życiem i tylko ona może się otworzyć na działanie Ducha Świętego.
Dla nas powinno być najważniejsze trwanie w pokorze wobec tajemnicy serca drugiego człowieka, wobec piękna, które Bóg w nim złożył, a które może zostało trochę przykurzone lub całkowicie zasypane. Pan Jezus ma moc uciszyć burzę, ale burza to nie tylko deszcz, burza może być również piaskowa. Używając tego obrazu, może piękno Boga w życiu drugiego człowieka zostało zasypane na 10 metrów, ale ono nie zniknęło, trzeba pomóc człowiekowi je odkopać, a zwłaszcza trzeba pomóc człowiekowi, by to on sam zaprosił Pana Jezusa i pozwolił mu odkopać w sobie to, co przysypał grzech lub konsekwencje grzechu jego lub jego bliźnich.
To jest przestrzeń modlitwy wstawienniczej. Po pierwsze wejście we wstawiennictwo Pana Jezusa, a nie próba robienia czegoś po swojemu, tak jakby obok Niego. A po drugie bycie posłusznym Duchowi Świętemu, który tę modlitwę prowadzi, który wstawia się zgodnie z wolą Bożą, który, skoro „przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego” (1 Kor 2, 10), zna i przenika również każdego człowieka i chce pokazać przestrzenie, pokoje, piwnice, które są jeszcze dla Boga zamknięte. To jest ta druga przestrzeń – skutki grzechu innych osób, które nas dotknęły, skutki działania innych osób, które nas zraniły w przeszłości. Często spotykam osoby, które żyją przeszłością, które rozpamiętują dawne wydarzenia, budują swoje życie na krzywdzie, której lata wcześniej doświadczyły. Naszą rolą jest pomóc tym osobom, by w te ciemne pokoje swojej przeszłości zaprosiły Pana Jezusa. Trzeba więc im pokazać Pana Jezusa jako Tego, który ma moc uzdrowienia i uwolnienia, trzeba też pomóc tym osobom, by wybaczyły innym i sobie samym, bo trwanie w nieprzebaczeniu zamyka je na przyjęcie Bożej miłości.
Spotkałam wiele osób, które zamiast wpuścić światło Pana Jezusa w te swoje ciemności, próbowały przez lata pokonać tę ciemność w konkretnej komnacie, machając gazetą, by ją przegonić. Zmęczyły się duchowo bardzo, a i tak nic im to nie dało. Naszym zadaniem jest pokazać im Bożą miłość i miłosierdzie, by przestały liczyć na siebie, by przestały kręcić się tylko wokół swojego cierpienia, a zwłaszcza, by przestały budować swoje obecne życie na krzywdzie sprzed lat, a zaczęły budować je na skale, którą jest Jezus.
„Wstawianie się za innymi, prośba o coś dla innych, jest – od czasu Abrahama – czymś właściwym dla serca pozostającego w harmonii z miłosierdziem Bożym. W czasie Kościoła wstawiennictwo chrześcijańskie uczestniczy we wstawiennictwie Chrystusa: jest wyrazem komunii świętych. We wstawiennictwie ten, kto się modli, »niech ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich« (Flp 2, 4), do tego stopnia, aby modlił się za tych, którzy wyrządzają mu zło” (KKK 2635).
Patrzmy więc na każdego tak, jak patrzy na niego Bóg, wstawiajmy się za każdym człowiekiem i uczmy innych patrzeć na świat bożymi oczami, by mieć „na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich”, by wychodzić z takiego zaklętego kręgu własnych uczuć, własnych myśli i wyobrażeń, a dostrzec, ze świat jest szerszy, że Pan Jezus może nas użyć i posłać niezależnie od naszej kondycji i tego, co sami o sobie myślimy, że prawie każda osoba powoływana w Biblii znajdowała wymówkę, by się wykręcić i pokazać, jak bardzo się do tej misji nie nadaje: Noe się upijał, Abraham był za stary, Jakub kłamał, Mojżesz się jąkał, Rachab była prostytutką, Izajasz grzesznikiem, Jeremiasz twierdził, że jest za młody, Dawid mocno nagrzeszył. A uczniowie Jezusa? Czy to była armia doskonałych? A św. Paweł? Ile mu się w życiu przydarzyło trudności? Był biczowany, wsadzony do więzienia, kamienowany, odrzucony i wyśmiany wiele razy, był rozbitkiem, wędrował wiele kilometrów, a jednak nigdy nie skarżył się na swój los, bo dla niego liczył się tylko Jezus i to, by wszyscy ludzi Go poznali.
Czy to, czego doświadczyliśmy w przeszłości, jest wystarczającym powodem, by dziś nie żyć zgodnie z tym, do czego wzywa nas Bóg, by zamknąć się na Jego słowa i nic nie robić? „Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie przeżywały bardzo głęboko tę formę dzielenia się. Paweł Apostoł pozwala im uczestniczyć w ten sposób w swoim posługiwaniu Ewangelii, ale też wstawia się za nimi. Wstawiennictwo chrześcijan nie zna granic: »za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich sprawujących władzę« (1 Tm 2, 1-2), za tych, którzy prześladują, za zbawienie tych, którzy odrzucają Ewangelię” (KKK 2636).
Dziś również wstawiennictwo Kościoła nie zna granic
Przypomnijmy sobie wezwania podczas modlitwy wiernych: za papieża, biskupów, kapłanów, diakonów, lud wierny; za chorych, cierpiących, opuszczonych; za rodziny, dzieci, małżonków; za zmarłych; za nas samych. Kościół obejmuje swoją modlitwą wszystkich ludzi i wszystkie sprawy, bo uczestniczy we wstawiennictwie Pana Jezusa, sprawując liturgię. „Jezus Chrystus, jedyny Kapłan nowego i wiecznego Przymierza, »wszedł nie do świątyni zbudowanej rękami ludzkimi... ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga« (Hbr 9, 24). W niebie Chrystus nieustannie urzeczywistnia swoje kapłaństwo, »bo zawsze żyje, aby się wstawiać za tymi, którzy przez Niego zbliżają się do Boga« (Hbr 7, 25). »Jako Arcykapłan dóbr przyszłych« (Hbr 9, 11) Chrystus stanowi centrum i jest głównym celebransem liturgii, przez którą czci Ojca w niebie” (KKK 662).
My, jako członkowie Kościoła, uczestniczymy w tym samym Jego wstawiennictwie, mamy wejść do rzeki, która już płynie i wstawiać się za tymi, których On stawia na naszej drodze. „Modlitwa wstawiennicza polega na prośbie na rzecz drugiego. Nie zna granic i obejmuje również nieprzyjaciół” (KKK 2647). Prośmy więc za każdego, kto tego potrzebuje, wstawiajmy się zgodnie z wolą Boga i prośmy o uświęcenie każdego naszego brata i każdej siostry.
Pomagajmy ludziom spotkać Jezusa i otworzyć dla Niego wszystkie drzwi swojej wewnętrznej twierdzy. Pomagajmy im spojrzeć szerzej i dalej niż własny świat zranionych uczuć. Ale róbmy to cały czas ze świadomością, że to nie chodzi o nas, tylko o Jezusa, a Jego moc jest nieograniczona. „Jezus modli się również za nas, w naszym imieniu i dla naszego dobra. Wszystkie nasze prośby zostały raz na zawsze włączone w Jego wołanie na krzyżu i wysłuchane przez Ojca w Jego Zmartwychwstaniu. Dlatego więc nie przestaje On wstawiać się za nami u Ojca. Jeśli nasza modlitwa jest zdecydowanie zjednoczona z modlitwą Jezusa, w zaufaniu i synowskiej śmiałości, otrzymujemy wszystko, o co prosimy w Jego imię, a nawet o wiele więcej niż to: otrzymujemy samego Ducha Świętego, który posiada wszystkie dary” (KKK 2741).
Modlitwa wstawiennicza to oczywiście tylko jedna z form uczestniczenia we wstawiennictwie Pana Jezusa, nie jedyna i jedynie słuszna. Modlitwa z osobą tu i teraz to jedna z możliwych form wstawiennictwa, ale musimy pamiętać, że ono jest o wiele szersze. Tym, co otwiera drogę Bogu, nie jest rodzaj i ilość słów, które wypowiadamy, tylko wiara i miłość, z jaką to robimy. Możemy się dzielić dobrem, tym materialnym i tym duchowym z drugim człowiekiem. Istotą więc modlitwy wstawienniczej jest to, że tam, gdzie są skutki grzechu, wysyłamy dar naszego dobra, naszej bezinteresownej modlitwy. Bóg szanuje naszą wolność, więc gdy osoba prosi o modlitwę, to pokazuje Mu, że chce z Nim współdziałać, a wtedy już On zrobi wszystko, by się z Nią spotkać.
Patrząc tymi użytymi tu obrazami na życie swoje i innych ludzi, zróbmy listę osób, za które powinniśmy się pomodlić i pomódlmy się nad tymi, którzy są wokół nas, aby każdy miał doświadczenie, że usłyszał słowa naszej modlitwy za siebie, oczywiście w wielkiej wolności. Niech w tej rzece wstawiennictwa Pana Jezusa będziemy zanurzeni sami i niech w niej będą zanurzone wszystkie osoby, które Pan stawia na naszej drodze życia.
s. M. Tomasza Potrzebowska CSC
Zeszyty Odnowy W Duchu Świętym 3 (178) 2022
www.odnowa.org | 24 kwiecień 2023
Chodzisz do Kościoła, wyznajesz wiarę, przyjmujesz Eucharystię, a nie kochasz, nie przebaczasz, nie wychodzisz z darem pojednania, nie chcesz rozmawiać o trudnych sprawach. Natomiast gniew, złość, chęć odwetu spowodowały u ciebie zamknięcie w sobie, jesteś usychający, drętwy i wycofany. Jezus dzisiaj i do ciebie mówi: „Wyciągnij rękę”.
Milczenie nie ma dziś dobrej prasy, a cisza wyraża co najwyżej niezręczną sytuację. Innego zdania byli ojcowie pustyni, mnisi żyjący od III w. na terenie Egiptu, Syrii i Palestyny. Ich „Apoftegmaty” (sentencje) kurzyły się na mojej półce już ładnych parę lat. Teraz odkurzyłam jeden z nich z numerem 174: „Pewien brat pytał abba Pojmena: «Czy lepiej jest mówić, czy milczeć?». Starzec mu odpowiedział: «Kto mówi dla Boga, dobrze robi; podobnie i ten, kto milczy dla Boga»”. Coraz więcej ludzi wybiera tę drugą opcje i milczą dla Boga, aby oddać Jemu głos.