logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Beata Kołodziej
Idealne postępowanie doskonałego rodzica
Głos Ojca Pio
 


Niedawno nasza młodsza córka skończyła 18 lat! Syn ma już prawie 23 lata. Przyznam, że czuję się trochę dziwnie jako mama dorosłych dzieci. Z jednej strony widzę, że zakończył się pewien etap w moim życiu, moja rola wychowawcza jest już za mną, z drugiej strony rozpiera mnie duma i radość, kiedy patrzę na moje dzieci i widzę kreatywne, samodzielne, myślące osoby.
 
Z natury rzeczy
 
Czasami wspominam minione lata i uśmiecham się na myśl o rozterkach, które mną i moim mężem targały: Czy dobrze wychowujemy nasze dzieci? Czy pomogą im, czy zaszkodzą nasze działania? Czy to, co robimy, ma jakiś sens? Czy przyniesie dobre owoce? Te obawy dotyczyły nie tylko wychowania, ale także spraw wiary. W obu tych dziedzinach jest tyle zamieszania, że rodzice mają prawo czuć się zagubieni. Podważone zostały tradycyjne metody wychowawcze, psychologowie prześcigają się w tworzeniu nowych, dziwacznych koncepcji, a media usiłują wmówić ludziom, że one najlepiej znają się na rzeczy.
 
Najpopularniejsza metoda to wychowanie przez zaniechanie… Rodzice chyba boją się swoich dzieci. Najpierw pozwalają na wszystko, a gdy stracą kontrolę nad emocjami, to zachowują się agresywnie. Tematu traktowania dzieci nawet nie chcę poruszać… Zdrowy rozsądek umarł już tak dawno, że mało kto pamięta, z czym się wiąże…
 
Lat temu dwadzieścia kilka, jako świeżo upieczony biolog, dość szybko zorientowałam się, że różne mody, zarówno wychowawcze, jak i dietetyczne, żywot mają krótki, a rodzaj ludzki bez pomocy specjalistów radził sobie nieźle przez tysiąclecia, więc najlepiej zrobię, polegając na sobie i Panu Bogu. I tak zrobiłam jako mama: potraktowałam dzieci i męża jako swoich bliźnich. Miłość bliźniego wzorowana na miłości Bożej okazała się najlepszą i najskuteczniejszą metodą wychowawczą. W dodatku jest bardzo prosta w formie. Wynika z niej mnóstwo praktycznych konsekwencji: szacunek, szczerość, życzliwość, uprzejmość, troska, pomoc, zainteresowanie, zaspokajanie potrzeb, wybaczanie. Miłość jest także wymagająca, wcale nie ślepa, ale szanująca godność i wolność drugiego człowieka. Bóg nie uchyla się od wychowywania nas, więc i my powinniśmy wychowywać nasze dzieci. Powinniśmy przekazać im to, co mamy najcenniejszego – naszą miłość, wiarę, wartości i całą posiadaną wiedzę o Bogu, świecie, ludziach, uczuciach, zadaniach i zagrożeniach.
 
Teoria w praktyce
 
To wszystko brzmi nieźle. Problemy, jak zwykle, zaczynają się przy wprowadzaniu idei w życie. Niestety, jeśli chcemy coś dzieciom przekazać, to najpierw musimy ową "wartość" sami wyznawać… Wniosek jest oczywisty – wychowanie musimy zacząć od siebie. Sami musimy przemyśleć, jakimi osobami chcemy być, na jakich wartościach opieramy nasze życie, w co i w KOGO wierzymy. Sami musimy też według ustalonych priorytetów żyć i postępować… Tu pojawia się kolejny kłopot. Kiedy moje dzieci przyszły na świat, byłam jeszcze młoda i sama dopiero co dokonałam życiowych wyborów. Moja wiara była już dość silna, ale dojrzewała latami. Tymczasem dzieci nie chcą czekać, aż rodzice dojrzeją. Pojawiają się i donośnym wrzaskiem domagają się uwagi. Problemy muszą być rozwiązywane natychmiast. To jakby chirurg uczył się zawodu podczas operacji na żywym organizmie i jednocześnie musiał przy okazji sam sobie wycinać wyrostek. Trzeba jeszcze nadmienić, że każde dziecko jest inne i należy je traktować indywidualnie… Nic dziwnego, że były momenty, gdy czułam się kompletnie wyczerpana! Czasami nie wiedziałam, jak postąpić. Takie sytuacje są naprawdę trudne emocjonalnie…
 
Z perspektywy czasu widzę jednak, że to wszystko było dobre! Paradoksalnie nawet moje słabości i błędy obróciły się na korzyść dla mnie i moich dzieci. Podobnie myśli mój mąż. Bo dzieci uczą się świata z obserwacji. A wzrok mają przenikliwy jak promienie rentgena… Dla nich cenną nauką jest nie tyle idealne postępowanie doskonałego rodzica, co wytrwałe borykanie się z życiem zwykłej mamy i normalnego taty – rodziców, którzy kochają dzieci, mają dobrą wolę, popełniają błędy i starają się je naprawiać. Ważną lekcją jest umieć powiedzieć: "Przepraszam, nie miałam racji!" do pięcioletniego brzdąca albo: "Nie wiem tego, dopiero muszę sprawdzić, poszukać, popytać…" – do przemądrzałej trzynastolatki. Czasami trzeba też powiedzieć, że są rzeczy, których do końca nie rozumiemy, że warto samodzielnie myśleć, poszukiwać prawdy, rozwijać się… Taka jest właśnie nasza ludzka dola. Tak więc, moim zdaniem, nie sprawdzają się żadne cieplarniane warunki ani wydumane pomysły – mamy przygotować nasze pociechy do prawdziwego życia. 
 
Wychowanie przez przykład
 
Pocieszające jest to, że naprawdę nie musimy wszystkiego dzieciom łopatologicznie wtłaczać do główek. One łapią i chłoną intuicyjnie atmosferę i nasze rzeczywiste intencje. Jak przez osmozę. Jak sweterki w przedpokoju, które przesiąkają zapachem smażonej ryby albo ciasta – w zależności od tego, co gotujemy w kuchni… Wypada chyba użyć bardziej literackiego określenia: uczymy dzieci głównie przez przykład życia, nie przez mądre przemówienia wygłaszane okazjonalnie. Doświadczyłam tego niedawno. Oboje z mężem jesteśmy osobami wierzącymi i przekazanie wiary dzieciom było naszą troską od lat. Dzieci towarzyszyły nam podczas mszy świętych, często modliliśmy się wspólnie, rozmawialiśmy o sprawach wiary, odpowiadaliśmy na niezliczone pytania – mądre i niemądre, a czasami prowokacyjne… Nie było jednak w naszych działaniach jakiejś szczególnej systematyczności, elementów przymusu ani nadzwyczajnych pomysłów edukacyjnych. Po prostu rytm kalendarza liturgicznego i wiek dzieci sam podsuwał pewne tematy i tyle… Dzieci zetknęły się także ze środowiskiem naszych znajomych wywodzących się (jak i my) z ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Wspólne przeżywanie co roku Triduum Paschalnego w Tenczynie też musiało zrobić swoje…
 
Jednak kiedy nasza córka przystępowała do sakramentu bierzmowania, ogarnęły mnie wątpliwości, czy nasze działania okażą się wystarczające. Wątpliwości były na tyle silne, że razem z mężem podjęliśmy wspólną modlitwę w intencji duchowego rozwoju naszych dzieci.
 
1 2  następna
Zobacz także
Monika Białkowska
Wyszłam za mąż, zaraz wracam – śpiewała Ewa Bem w popularnej ongiś piosence. I choć miał to być żart, problem wcale zabawny nie jest. Ponad 30% zawartych Polce małżeństw się rozpada. Przyczyn rozstań szukać można w zmieniającej się mentalności społeczeństwa, ale i słabym przygotowaniu młodych ludzi do życia we dwoje...
 
Zbigniew Ważydrąg
Było to pod koniec lat siedemdziesiątych. Wyrzucony dyscyplinarnie z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, miałem tzw. przerwę. Nie tylko w studiach, ale również w życiu, w bliskości z Jezusem. Straciłem wiarę. Prowadziłem szalone, grzeszne życie bez modlitwy i sakramentów. Od czasu do czasu wyjeżdżałem do Krynicy, by sprzedawać kuracjuszom rzeźby, a później bawić się tarzając się w alkoholu i grzechu...
 
Janusz Pyda OP
Możemy jako chrześcijanie gotować światu zupy i robić nalewki, piwa i sery, ale nie wolno nam bronić poczętych dzieci. Jeśli się na to zgodzimy, zostaniemy uznani za jeden z podklubów ogromnego klubu świata. Nie zostaniemy wykluczeni. Tylko, że mamy być solą tej ziemi, a nie jego centrum festynowo-rozrywkowym...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS