DRUKUJ
 
Michał Gryczyński
Chrześcijanin na co dzień i od święta
Przewodnik Katolicki
 


Niedziela Palmowa jest dniem wyjątkowym nie tylko z powodu radości zawieszającej na chwilę poważny nastrój Wielkiego Postu, ale również dlatego, że rozpoczyna Wielki Tydzień, a więc najważniejsze dni w roku liturgicznym. Ale ponad rozkołysanymi palmami w rękach wiwatujących tłumów słuchać już krzyk tych samych ludzi: ukrzyżuj Go!, a na horyzoncie widać zarys Krzyża wzniesionego na Golgocie.
 
Ludzie zgromadzeni wzdłuż drogi prowadzącej do Jerozolimy, aby oddać cześć Mesjaszowi, jadącemu pokornie na osiołku, zaledwie kilka dni później będą wykrzykiwać przed Piłatem swe żądanie, aby Go ukrzyżował. Co takiego wydarzyło się pomiędzy Niedzielą Palmową a Wielkim Piątkiem, że ci sami ludzie odwrócili się od Jezusa? Co ich tak odmieniło?
 
Oczekiwania
 
Odpowiedź na to niepokojące pytanie nie jest taka trudna. Wydaje się, że wystarczy przywołać słowa samego Chrystusa, który oświadczył: Królestwo moje nie jest z tego świata. Naród wybrany, który przez tyle wieków wyczekiwał na Mesjasza, kiedy Ten wreszcie do nich przyszedł – odrzucił Go i skazał na śmierć. Cóż, chyba nie takiego Mesjasza się spodziewali.
 
Żydzi żywili nadzieję, że Zbawiciel przybędzie jako nowy król Dawid, który może zechce poderwać naród do walki przeciw okupantowi i, na pewno, przywróci blask dawno minionej świetności Izraela. Każdy z nich miał zresztą nieco inne oczekiwania wobec Mesjasza: faryzeusze i uczeni w Piśmie, że wzmocni ich wpływy, zeloci – a wśród nich może i Judasz – że stanie na czele narodowowyzwoleńczego powstania i poprowadzi ich do wielkiego zwycięstwa, a Jego najbliżsi uczniowie – że okaże całą swą nadludzką moc, która także ich okryje chwałą.

Król na osiołku?
 
Tymczasem Chrystus rozwiał wszystkie te nadzieje, oczekiwania i złudzenia. Nie dość, że zamiast okazałego wierzchowca dosiadł osiołka i tak wjechał przez Złotą Bramę do Jerozolimy, to na dodatek wypowiedział owe pamiętne słowa: Królestwo moje nie jest z tego świata. - Ach, tak? – w głosach świadków tej deklaracji zdaje się wyraźnie pobrzmiewać nutka rozczarowania. - Nie z tego świata? A myśmy sądzili, że...
 
Oni, niestety, odrzucili Zbawiciela i nadal wypatrują Jego przyjścia. To właśnie dlatego ktoś porównał kiedyś naród wybrany Starego Testamentu do pasażerów oczekujących na peronie przyjazdu spodziewanego pociągu, który już dawno temu odjechał...
 
Pięknie świętujemy, ale...

Ale i my, którym dana jest łaska przynależności do Kościoła Chrystusowego, nie mamy zbytnich powodów do triumfalizmu i samozadowolenia. Wprawdzie przy okazji największych świąt: Wielkanocy i Bożego Narodzenia, a może i nawet podczas "małej Wielkanocy" – czyli każdej niedzieli – deklarujemy swoją przynależność do Chrystusa. Jednak kiedy powracamy do szarej codzienności, zdarza się nam, niestety, zapominać o własnej tożsamości.
 
Znakomicie ilustruje to postawa wobec Ojca Świętego, którego otaczamy miłością i szacunkiem, wzruszamy się do głębi każdą jego pielgrzymką do Ojczyzny, a kiedy mówi do nas – reagujemy burzą oklasków. Kiedy jednak pielgrzymka kończy się i Ojciec Święty powraca do Rzymu, szybko zdarza się nam zapominać o tym, czego nas nauczał, o co prosił i o co się wspólnie modliliśmy. Jakże wstydliwym wspomnieniem, którego nie powinniśmy ukrywać w skansenie niepamięci, jest reakcja wielu Polaków na dramatyczne wołanie Jana Pawła II podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 roku! Biliśmy mu brawo, gdy wcześniej – w latach komunistycznego ucisku – mówił odważnie o nas i za nas; zaczęliśmy się jednak zżymać, gdy odzyskaliśmy wolność, a on pytał nas – przypominając kolejne przykazania Dekalogu – co uczyniliśmy ze swoją wolnością?
 
Pomiędzy uniesieniem a obojętnością
 
Może to nieco ryzykowna hipoteza, ale można odnieść wrażenie, że od tamtych czasów każde kolejne pokolenie chrześcijan ma swoją Niedzielę Palmową i swój Wielki Piątek. Wszyscy przeżywamy chwile uniesień religijnych, fascynacji Osobą Jezusa Chrystusa i entuzjazmu Jego nauczaniem, po których często następuje czas duchowego zobojętnienia, zapomnienia o zasadach i wartościach płynących z Ewangelii oraz sprzeniewierzenia się Mesjaszowi i Jego dziełu zbawienia. Jakże nam daleko do postawy męczenników za wiarę z pierwszych wieków chrześcijaństwa, którzy wiernie trwali przy Chrystusie, aż po ostatnie tchnienie i do końca – pomimo prześladowań i wyrafinowanych tortur – mężnie wyznawali, kim są, w co wierzą i Komu zawierzyli!
 
O człowieku, który posiada samochód, ale rzadko wyjeżdża nim na drogi i dlatego prowadzi go kiepsko, powiada się – "niedzielny kierowca". A cóż powiedzieć o chrześcijaninie, który wprawdzie co niedzielę uczestniczy we Mszy Świętej, ale na co dzień żyje i postępuje tak, jakby nie był człowiekiem wierzącym? To ktoś taki, kto chciałby, zapewne, rzec: w kościele jestem chrześcijaninem, ale po wyjściu ze świątyni jestem "normalnym człowiekiem".
 
Właśnie z tej przyczyny, choć na niedzielnych Mszach św. jest nas jeszcze wielu, w tygodniu tak trudno nam się odnaleźć w środowiskach, w których żyjemy, wśród znajomych, w pracy, a niekiedy nawet we własnych rodzinach. Może częściej powinniśmy przywoływać owo przejmujące przesłanie Pana Cogito Zbigniewa Herberta: "Ocalałeś nie po to, aby żyć/ Masz mało czasu – trzeba dać świadectwo!"
 
2471 Obowiązek uczestniczenia w życiu Kościoła przynagla chrześcijan do postępowania jako świadkowie Ewangelii i do zobowiązań, które z niej wypływają. Świadectwo to polega na przekazywaniu wiary w słowach i czynach. Jest ono aktem sprawiedliwości, który potwierdza albo daje poznać prawdę.
Wszyscy... wyznawcy Chrystusa, gdziekolwiek żyją, są zobowiązani... ukazywać świadectwem słowa i przykładem życia nowego człowieka, przyobleczonego przez chrzest i działanie Ducha Świętego, który umocnił ich w sakramencie bierzmowania.

2473
Męczeństwo jest najwyższym świadectwem złożonym prawdzie wiary; oznacza ono świadectwo aż do śmierci. Męczennik daje świadectwo Chrystusowi, który umarł i zmartwychwstał, z którym jest zjednoczony przez miłość. Daje świadectwo prawdzie wiary i nauki chrześcijańskiej. Ponosi śmierć w wyniku użycia wobec niego siły. "Pozwólcie mi stać się pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga" (św. Ignacy Antiocheński – List do Rzymian).
[Katechizm Kościoła Katolickiego] 

Michał Gryczyński