DRUKUJ
 
Piotr Dardziński
Garbate bogactwo
eSPe
 


 
 A właściwie to dlaczego wielbłąd nie może przejść przez ucho igielne?
 
W końcu w ewangelicznym cytacie Jezus mówi, że będzie mu nawet łatwiej to zrobić niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego. Skoro tak, to choć jedno i drugie wydaje się trudne, to jednak chrześcijaństwo nie pozbawia nas nadziei, że da się znaleźć odpowiednie ucho igielne nawet dla wielogarbnego wielbłąda. Spróbujmy zastanowić się, jak dzisiejszych prawych, pobożnych, ale bardzo bogatych młodzieńców i dziewczęta przepchnąć przez to ucho.
 
Krok pierwszy – rozpoznanie ucha
 
Niektórzy z komentatorów wspomnianego fragmentu Ewangelii wskazują, że Jezus być może w swojej przypowieści nawiązał do jednej z bram Jerozolimy, w której po zamknięciu pozostawała furtka nosząca miano ucha igielnego, gdyż była bardzo wąska i rzeczywiście trudno było przez nią przejechać, szczególnie na objuczonym różnorodnymi dobrami wielbłądzie. Z pewnością wielu z tych, którzy chcieli wjechać do Świętego Miasta musiało pozostawić część swojego dobytku albo zrezygnować z dotarcia do celu. Dylemat bardzo bogatego młodzieńca pozostaje więc także dzisiaj ten sam: ile jestem w stanie zostawić dla swego zbawienia? Powinniśmy jednak pamiętać, że Chrystus mówi jednocześnie o innej bramie, przez którą przechodzimy z tego ziemskiego do wiecznego życia. Chrześcijański realizm uczy: nadzy przyszliśmy na ten świat i nadzy z niego zejdziemy. Nawet najbogatsi pozostawią swe materialne dobra po tej stronie, bo tu jest miejsce tych bogactw. Podkreślmy, że tu jest ich miejsce z woli samego Stwórcy, który dał nam świat, abyśmy czynili go sobie poddanym, to znaczy byśmy uczynili go naszą własnością. Czy posiadanie części danego nam świata może zatem być złe?
 
Jezus to nie Che Guevara
 
Radykalni interpretatorzy Ewangelii mają kłopot ze znalezieniem fragmentu potępiającego własność i bogactwo. Jezus Chrystus nie krytykował „bardzo bogatego młodzieńca” za to, że się dorobił. Proszę zwrócić szczególną uwagę na fakt, że ten człowiek zdobył majątek, przestrzegając przykazań i prawa, co z pewnością nie należało do łatwych przedsięwzięć. W ewangelicznych czasach – podobnie jak dzisiaj – wielu było zapewne wyznawców teorii, że w biznesie chodzi o zysk, a nie o zasady.
 
Jezus nie był z pewnością lewicowym rewolucjonistą wzywającym do zniesienia własności jako przyczyny wszelkiego zła. Chrystus wezwał młodzieńca, do – przepraszam za określenie – przekazania prawa własności do jego licznych dóbr tym, którzy ich nie posiadają albo mają ich za mało. Gdyby młodzieniec posłuchał, oznaczałoby to, że uczynił mniejszą lub większa liczbę ubogich, jeśli nie bogatymi, to przynajmniej bogatszymi. Czy intencją Zbawiciela mogło być więc zachęcenie młodzieńca do pozbycia się niewygodnego balastu i obciążenia nim innych? Objawienie Kościoła głosi, że o tym, czy posiadanie dóbr jest dobre czy złe, nie rozstrzyga wielkość majątku, lecz nas stosunek do niego. Decydującą rolę gra odpowiedź na pytanie: czy my panujemy nad ziemią, czy to ona uczyniła nas swymi poddanymi? Czy zdolni jesteśmy do rozstania z naszymi dobrami, czy to dla pomocy innym, czy wtedy gdy przeszkadzają nam one w drodze do zbawienia? To moment, w którym na próbę wystawiona zostaje nasza wierność Temu, za którym podążamy. W ten sposób kształtuje się nasza wiara: w ogniu trudnych dylematów. Ale przecież droga do Królestwa nie jest szeroka i wygodna, lecz stroma i kręta. Zanim jednak doświadczymy owych dylematów, trzeba najpierw coś mieć, bo wygląda na to, że odpowiednio traktowana własność też nam się do zbawienia przyda.
 
Posiadać? Naturalnie!
 
Problem własności obecny jest w życiu Kościoła od czasu Dziejów Apostolskich, gdy praktyka własności wspólnej w pierwotnych gminach chrześcijańskich wywołała dyskusję na temat prywatnego posiadania dóbr. Rozwijająca się nauka Kościoła, która przybrała w tej kwestii postać nauczania społecznego, jednoznacznie uznała własność prywatną za służąca dobru wspólnemu. W czasach „reform gregoriańskich” (VII w.) Kościół, analizując problem własności, sięgnął do rzymskiego prawa cywilnego. Nauczanie to rozwijane było później przez tak wybitne osobowości, jak św. Tomasz z Akwinu. Tworząc fundamenty nauki Kościoła, stwierdza on, że prawo do własności prywatnej jest wnioskiem, jaki rozum ludzki wywodzi z zasad prawa naturalnego, tak więc ma jego charakter i może zostać nazwany „w pewnym sensie naturalnym”. Prawo własności, zdaniem Tomasza z Akwinu, znajduje przy tym swoje podstawy w ius gentium. Równocześnie Akwinata czyni rozróżnienie pomiędzy używaniem, a więc obszarem konsumpcji (usus), a obszarem zagospodarowania i zarządzania dobrami (potestas procurandi et dispensandi). Jeśli chodzi o konsumpcję, człowiek powinien traktować dobra ziemskie „nie jako swoje własne, lecz jako wspólne, udzielając ich lekkim sercem, kiedy inni znajdują się w potrzebie”. Co do zagospodarowania i zarządzania uczony zwraca uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, człowiek jest uprawniony do brania dóbr ziemskich na własność, aby je zagospodarować i nimi zarządzać. Po drugie, w okresie po grzechu pierworodnym uprawnienie to staje się koniecznością i zobowiązaniem, inaczej niemożliwe jest osiągnięcie przez gospodarkę jej celu zachęcania do twórczej pracy i zaradności.
 
 
 
strona: 1 2