logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Jan Sochoń
Z życia do życia
Idziemy
 


Zmartwychwstanie to największe dobro, jakie w ogóle mogliśmy otrzymać. Ale trzeba je nazwać dobrem trudnym. Wiara w zmartwychwstanie przecież nie przychodzi nam łatwo. Zostaliśmy, jak uczniowie Chrystusa, tak przytłoczeni Jego śmiercią, że z ciężkim sercem wznosimy oczy ku niebu. Dlatego nasza nadzieja jest trudna: nadzieja, której zresztą nie można się nauczyć, jak nowego angielskiego wyrażenia czy zaskakującego kroku w tańcu. Można się nią jednak zarazić od innych.

Tak było z opowiadaniem o powstaniu Ukrzyżowanego z martwych. Nie mamy dostępu do samego faktu Zmartwychwstania, bo nie należy on do ziemskiej historii Jezusa. Ale weszliśmy w nową historię, historię ponownie zbierających się uczniów. To historia Jezusowej wspólnoty – historia Kościoła. Możemy więc przeżywać paschę ze świadomością, że wiele dróg prowadzi w pobliże grobu Zmartwychwstania, że z każdego grzechu można się podnieść, że Boże miłosierdzie obejmuje każdego z nas. Kiedy zwyciężamy własny egoizm, potrafimy pomóc innym, pokonujemy złe skłonności – wówczas nasze decyzje stają się wyrazem „przejścia”, paschy, czyli zmartwychwstania – do tego, co dobre, przebóstwione przez Chrystusa.

Zostaliśmy zaalarmowani przez Marię Magdalenę, która pierwsza zobaczyła otwarty grób. Poszliśmy w paschalnej procesji, niosąc sztandary – znaki wiary i trudu dorastania do miłości. Przekonani zatem jesteśmy, że przejdziemy z życia do życia, gdzie – już poza czasem i przestrzenią – Chrystus żyje w samym sercu Trójcy Świętej. I zaprasza nas do siebie.

Zbawienie bez krzyża?

Gdyby tegoroczny post nie ożywił dostatecznie naszej wiary, mieliśmy ostatnią szansę: Wielki Tydzień. Ostatnie dni poprzedzające mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Trzeba było coś ze sobą zrobić, nie dać się porwać gnuśności i duchowej rutynie. Tym bardziej, że ewangelie tym dniom poświęcają sporo uwagi. Ukazują narastający konflikt między faryzeuszami a Jezusem, który zapowiada królestwo Boże, gdzie miłość – a nie przestrzeganie Prawa będzie stanowić kryterium przynależności do grona Jego uczniów.

Jezus wyraźnie krytykuje żydowską tradycję, narusza obyczaje społeczne, kiedy na przykład zasiada do stołu z celnikami i grzesznikami. Z punktu widzenia Żydów były to zachowania prowokacyjne, choć wielu zwolenników otaczało już wówczas Jezusa. Ta popularność musiała zresztą niepokoić. Każda władza obawia się ludzi, którzy mobilizują społeczeństwo do działania. Jezus przybywa więc do Jerozolimy: czy tylko jako zwykły pielgrzym na święta, czy może z wyraźnym przekonaniem, że właśnie tutaj chce ponieść śmierć, i to śmierć na krzyżu? Ale – dodajmy od razu – z perspektywą zmartwychwstania. Wypada o tym wnosić z wydarzenia, do jakiego doszło w świątyni, kiedy Jezus wyraził ostry protest przeciwko handlującym tam przekupniom. W każdym razie widzimy w tym wszystkim przenikanie się cierpienia i radości; dostrzegamy ból i szczęście, rodzące się z nadziei eschatologicznych, które Jezus sygnalizuje i potwierdza swoim życiem.

Czy zatem można sobie wyobrazić ludzkie zbawienie bez ofiary krzyżowej Jezusa albo czy zbawienie mogło dokonać się inaczej? Dlaczego my, chrześcijanie oddajemy hołd i cześć krzyżowi? Pośrednio więc, być może, gloryfikujemy ból, cierpienie, śmierć! I wreszcie, jak pogodzić Ewangelię, czyli „dobrą nowinę”, i w ogóle radość wiary z krzyżem? Czy ofiara Jezusa na krzyżu to znak, że Bóg chce i naszego cierpienia?

Wiele też paradoksów odkrywamy w wypowiedziach samego Jezusa. Dowiadujemy się chociażby o niewidomym od urodzenia, poprzez którego dzieją się „Boże sprawy”. Przekonujemy się, że jeżeli ktoś z nas przypuszcza, że swój wzrok (a więc sens i jakość życia) zawdzięcza tylko sobie, ten właściwie trwa w ciemności; ten zaś z nas kto uważa, że wszystko zawdzięcza Jezusowi – ten dochodzi do pełni światła. Jak wybrnąć z tych interpretacyjnych kłopotów?

Wierzę, ale pytać trzeba

Mówiąc uczciwie, nie dysponuję jasną odpowiedzią. Moje serce i umysł są bezradne. Wierzę, że w Bogu ma sens wszystko, co jest życiem, trudem, pracą, twórczością, modlitwą, cierpieniem, bólem. „Wierzę – jak napisała Katarzyna Boruń – ale pytać trzeba”. Otóż właśnie! Pytam więc i usiłuję odpowiadać. Sytuacja zdaje się być następująca. Naszym Ojcem jest Bóg. Jako synowie bywamy przez Ojca karceni. To karcenie ma wychowawczy cel. Podobnie jak Jahwe-Bóg Izraela gromił swój krnąbrny lud, po to właśnie, aby „pomóc” w powrocie na właściwą drogę życia. Początkowo karanie boli, nie wydaje się przyjemne, raczej smutne. Później jednak sytuacja się zmienia: jesteśmy na ogół wdzięczni rodzicom za ich trud, bo rozumiemy, że w ten sposób dostąpiliśmy radości tego, co dobre, ku dobru prowadzące. Podobnie Bóg-Jezus swoich naśladowców sprowadza do krzyża i oczekuje od nich, że pojmą to jako „wychowanie” do radości; wychowanie umotywowane radością i z powrotem do niej prowadzące.

 
1 2 3  następna
Zobacz także
o. Remigiusz Recław SJ
W strategii międzypokoleniowej bardzo ważni jesteśmy my, nie nasi rodzice czy dziadkowie. Tu chodzi o twoje funkcjonowanie, bo jeśli masz potomstwo – o tobie będą za 20 lat mówiły twoje dzieci, a za 40 lat wnuki. Ty dzisiaj tworzysz historię, twoje podejście do Boga, twoja relacja z Nim. Dlaczego łatwiej dostrzegamy grzech, a z trudem dobro?  
 
ks. Marek Dziewiecki
Wielu ludzi zastanawia się nad tym, czy doczeka końca świata. Tymczasem pewne jest to, każdy z nas doczeka końca swojego świata, tzn. końca życia doczesnego. Pewne jest również to, że zanim przeżyjemy własną śmierć, to przyjdzie nam zmierzyć się z bolesnym doświadczeniem odejścia tych, których kochamy i bez których nie wyobrażamy sobie dalszego istnienia na tej ziemi. Warto zatem zastanowić się nad tym, jakie jest nasze rozumienie śmierci oraz nasza postawa wobec śmierci.
 
O. Jacek Salij OP
Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. Po to zaś Jezus tak często mówił o potępieniu wiecznym, żeby możliwie nikt się do piekła nie dostał, żeby nikt tego wyroku nie usłyszał. Czy przystoi chrześcijaninowi dopytywać się o sprawy ostateczne? Może raczej powinien zaufać Panu Bogu i zająć się przygotowaniem do śmierci?...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS