Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2014-04-26 03:40
Niektórzy nie zauważyli, że Dawid nie jest kobietą ;)) A to jednak może w którymś momencie stać się ważne. Modlitwa w cztery (ludzkie) oczy TEŻ jest spotkaniem intymnym. Podobnie jak Elka uważam, że jest tylko na niektóre okazje, dla niektórych ludzi. Narzucanie sobie wspólnej modlitwy uzależnia ludzi od siebie, wiąże. Nawet jeśli nie ma tu teraz mowy o zakochaniu - może wprowadzić niebezpieczeństwo w życiu osobistym. Albo takie, że wspólne spotkania we dwoje o tak dziwnych porach (raniutko, na dzień dobry), spotkania regularne (oczekiwane, a nie przypadkowe), może też "zwierzanie się" przez podawanie osobistych intencji modlitewnych - może jednak szybko przerodzić się w uczucie. Pytanie: czy bierzesz to pod uwagę i jesteś na to gotowy. Z kolei jeśli nawet nie, to jesteś młodym człowiekiem, który albo już ma albo w najbliższym czasie będzie miał dziewczynę, która najprawdopodobniej nie będzie rano w akademiku i nie będzie mogła wam towarzyszyć. Będzie jej przeszkadzać takie wasze intymne spotkanie, w którym jej nie ma, a i Tobie takie spotkanie szybko zacznie ciążyć. Takie związanie się modlitwą może przeszkadzać w relacjach z innymi i szukaniu partnera (jednak ogranicza wolny czas i powoduje konieczność "usprawiedliwiania nieobecności", czyli wpisaniu koleżanki w program swojego dnia, ciągłe pamiętanie o niej). A kobieta łatwiej się przyzwyczaja i potem oczekuje. Przerwać to później - będzie trudniej niż teraz.
Nie piszę o braku osobistego spotkania z Bogiem, bo to można faktycznie w ciągu dnia nadrobić, nie musi być akurat podczas tej modlitwy.
Zupełnie inną sprawą jest modlitwa wspólnotowa nawet już trzech osób. Nie ma wtedy tej (niebezpiecznej) intymności, a za to dużo łatwiej przeżywać taką modlitwę "samotnie" z Bogiem. Wspólnotowa modlitwa mobilizuje, ułatwia zachować rytm różańcowy, a umożliwia nie skupiać się na drugim człowieku tylko Bogu i pozwala na chwilowe "odskoczenie", żeby Bogu wyznać miłość jeszcze inaczej. We dwójkę wszystko jest "pod kontrolą" drugiego, stąd brak tej bardzo intymnej relacji z Bogiem, albo konieczne jest wprowadzenie w tę intymność także drugiego człowieka. W akademiku może się znaleźć więcej osób modlących się na różańcu. Koleżanka może puścić wici, że u niej w pokoju o 22.00 można się wspólnie modlić, kto chce niech przyjdzie. Nie będzie wtedy czekała na Ciebie konkretnego i Twoja nieobecność (lub obecność) nie będzie problemem ani dla was, ani dla waszych bliskich. Nie będzie potrzeby usprawiedliwiania nieobecności (umawiania się, odmawiania, przepraszania, rezygnowania z czegoś).
Inną też sprawą byłoby, gdybyś był dziewczyną (albo gdyby chodziło o kolegę) i mieszkał z nią/nim w jednym pokoju, bo mieszkając razem (dzień i noc) i tak się wspólnie planuje czas, zna wzajemnie rozkład zajęć, i tak już jest intymność spotkań i rozmów. To byłoby na pewno mniej uciążliwe albo wręcz pomocne. Wspólne mieszkanie w jednym pokoju (mieszkaniu) jest podobnym związkiem jak rodzina czy małżeństwo i jest podstawą do wspólnego przeżywania także jakiejś CZĘŚCI modlitwy (brak kontaktu w cztery oczy z Bogiem nigdy nie zwiąże nas naprawdę z Bogiem, tylko z człowiekiem, a potem brak tego człowieka czy wspólnoty zakończy też naszą modlitwę).
Wiem, że już podjąłeś decyzję i dałeś odpowiedź, ale czy to na przyszłość, czy dla kogoś innego, czy może nawet jeszcze teraz. Gdyby mnie ktoś poprosił o wspólną modlitwę (obojętnie czy mężczyzna czy kobieta, czy dziecko), zaproponowałabym bardzo konkretny czas takiej modlitwy. Bo naprawdę czasem człowiek potrzebuje albo takiej szybkiej mobilizacji drugiego człowieka, gdy mu Pan Bóg właśnie "ucieka" z życia, albo ma jakąś ważną dla siebie intencję i szuka wsparcia, i jest to dla niego naprawdę ważne, żeby nie pozostać teraz samotnym. Nie zgodziłabym się nigdy na stałą wspólną modlitwę we dwoje, z kimś, z kim moje życie nie jest związane na stałe, ale spytałabym, czy wspólna modlitwa np. przez tydzień jest jakimś rozwiązaniem. Czy jest to jakaś specjalna potrzeba chwili. Czy jest jakiś ważny problem. Bez pytania o szczegóły, bo nie muszę ich znać. Powinniśmy innym pomagać, gdy to tylko możliwe, i zaoferowanie takiej pomocy przez określony czas jest jak najbardziej polecane, nawet wtedy, gdy nie ma się na to ochoty. Przecież nie zawsze mamy ochotę na zrobienie czegoś dodatkowego i to normalne (uczucia). To akurat trzeba w sobie przełamywać. Podanie konkretnego okresu od razu też mówi, że tyle dam chętnie, a na więcej się nie piszę. Czyli nie jest odmową wprost, ale mówi na co mogę się zgodzić, a na co już nie. Nie jest odrzuceniem, ale pozwala na zachowanie własnej wolności. Uciążliwość takiej modlitwy, przyjęta na pewien czas, nigdy nam krzywdy nie zrobi. Jest dobrym uczynkiem, na który każdego z nas stać, jeśli tylko ma dobrą wolę.
|
|