logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Paweł Zybura OP
Dlaczego dzieci biegają w kościele
List
 


Od wielu lat niedzielna Msza Święta o godz. 12 w krakowskim kościele oo. Dominikanów, z homilią o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego OP, gromadzi tłumy. Jest tu miejsce dla każdego, poczynając od przedszkolaka, a na profesorze uniwersytetu kończąc. „Czujemy się tu u siebie", „przychodzimy, bo jesteśmy tu prowadzeni do Pana Boga", „nasze dzieci uwielbiają »dwunastkę«!" - to tylko niektóre z zasłyszanych przeze mnie opinii wygłaszanych przez stałych bywalców. Fenomen „dwunastki" to rezultat ponad trzydziestu lat duszpasterskiej pracy o. Jana Andrzeja i wierności wychowanych przez niego pokoleń. „Dwunastka" wreszcie to stworzona specjalnie na potrzeby dzieci i na ich poziomie liturgia Słowa w klasztornym kapitularzu
 
Uczestniczą w niej dzieci, których rodzice w tym samym czasie modlą się w bazylice. Korzyści są obopólne. Dorośli mają komfort słuchania niedzielnej homilii, a dzieci, tuż obok, same mogą współtworzyć swoją. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania jest to, że choć liturgie te odbywają w oddzielnych pomieszczeniach i są rozdzielone aż do momentu ofiarowania, w poziomie duchowym są jednością. Widać to szczególnie w momencie, gdy po wyznaniu wiary otwierają się wielkie drewniane drzwi bazyliki od strony zakrystii i do kościoła wkracza uroczysta procesja dzieci z darami, prowadzona przez jednego z diakonów.
 
Przez ponad rok głosiłem dla „małej dwunastki" kazania. Były to moje pierwsze kroki kaznodziei. Dziś muszę przyznać, że dzieci dały mi niezłą szkołę: uwrażliwiły mnie na swój sposób doświadczania Pana Boga i świata, nauczyły, jak mówić o Jego dobroci „ludzkim językiem". Za tę kaznodziejską szkołę i za ich przyjaźń jestem im bardzo wdzięczny.
 
Gorączka niedzielnego poranka
 
Kraków, niedziela, godzina 10:30. W naszej bazylice rozpoczęła się właśnie Msza konwentualna. Biorę głęboki oddech, podnoszę się z krzesła i szybko zbiegam po schodach do kaplicy. Idę poprosić Jezusa, by dodał mi odwagi, w serce wlał miłość, rozwiązał język i otworzył oczy. Proszę za „dwunastkowe" dzieci – za tę wesołą gromadkę kłębiącą się każdej niedzieli na starym dywanie w kapitularzu.
 
Potem pędzę do brata Mateusza, to z nim przygotowuję liturgię Słowa dla dzieci. Przed drzwiami jego celi pytam o treść kazania: „No i co, może być?". „Nie znalazłem żadnej herezji" – odpowiada z uśmiechem. Schodzimy do zakrystii. W naszej „drużynie" są jeszcze kobiety: Justyna – dyplomowana malarka, oraz Marysia z siostrą – nasze muzykantki. Justyna ma już doświadczenie w pracy z dziećmi, doskonale je wyczuwa, dlatego słucham jej uważnie, niczym uczeń.
 
Godzina 11:30. W zakrystii, jak zwykle o tej porze, panuje rozgardiasz. Jeszcze z Mszy konwentualnej nie powróciła asysta braci, a już przed okutymi żelazem drzwiami niecierpliwie czekają „dwunastkowi" ministranci i ministrantki. Za chwilę nastąpi przekazanie sprzętów liturgicznych: kielicha, pateny, ampułek i świec. Rozglądam się po zakrystii, jednym rzutem oka sprawdzam, czy wszystko jest gotowe, po czym podchodzę do celebransa i proszę go o błogosławieństwo. Ojciec Jan Andrzej rozkłada nade mną ręce i głośno wypowiada modlitwę.
 
Procedamus! – wychodzimy z zakrystii. Niech Pan ma mnie w swojej opiece!
 
O czym im dzisiaj opowiesz?
 
Jednym z najistotniejszych problemów „kaznodziei dziecięcego" jest wypracowanie oryginalnych i prostych pomysłów na przekazanie małym odbiorcom treści Bożego Objawienia. Mając do czynienia z taką a nie inną „publicznością", nie da się zwyczajnie przeczytać lekcji i wygłosić standardowego kazania. „Dorosły" sposób przekazywania wiary okazuje się na ogół nieskuteczny. Forma kaznodziejska powinna zatem być czymś bardzo osobistym, uzewnętrznieniem wiary, pobożności i wyobraźni kaznodziei. Świat dziecka jest bowiem światem obrazu poruszającego zmysły, dotykającego uczuć.
 
Muszę przyznać, że po półtorarocznej praktyce głoszenia kazań do najmłodszych nadal nie mam na nie jednej uniwersalnej recepty. za każdym razem trzeba uwzględnić wiele dynamicznych zmiennych: charakter konkretnej wspólnoty, wiek dzieci, pochodzenie i inne. Do jednych dzieci bardziej przemawiają przesycone Ewangelią bajki, inne reagują żywo na scenkę, jeszcze inne cieszą się, gdy mogą zabłysnąć w dialogu z księdzem.
 
Moje pierwsze kazania były kompletną klapą. Mówiłem zbyt poważnie. Abstrakcja zamiast konkretu, metafora zamiast obrazu, akademicka teologia zamiast doświadczenia Boga – to wykaz podstawowych błędów, które musiałem szybko poprawić. Szukałem więc odpowiednich środków przekazu, a że Pan Jezus powiedział: proście, a będzie wam dane (Łk 11,9), w końcu znalazłem. Moim sposobem na przekazywanie treści ewangelicznych stała się sztuka, a konkretniej teatr, malarstwo i muzyka. Z pomocą przyszli mi znajomi i rodzice. W kazaniach nie zabrakło miejsca na twórczość samych dzieci. Z chęcią podejmowały wspólną pracę polegającą np. na kolorowaniu postaci do szopki bożonarodzeniowej lub robieniu ilustracji do wygłoszonego wcześniej kazania. Scenki aranżowane w kapitularzu wielokrotnie pomagały przybliżyć dzieciom i – co ważne – również ich rodzicom teologiczne problemy.
 
1 2 3  następna
Zobacz także
Marek Tomczyk OSPPE

Paschalne doświadczenie w życiu duchowym św. Matki Teresy z Kalkuty - Ta skromna i niepozorna zakonnica uczyła poszanowania dla nienarodzonych dzieci, ludzi żyjących w slumsach, biedaków z faveli, osób pozbawionych jakiejkolwiek pomocy ze strony zakładów ubezpieczeniowych czy służby zdrowia. Jej znakiem rozpoznawczym było biało-niebieskie sari i sylwetka pochylona nad ludźmi z peryferii sytych krajów i społeczeństw.

 
Danuta Piekarz
„My” i „oni”... jakże często wewnątrz Kościoła można dostrzec taki sposób myślenia, jeśli nawet nie jest on wyrażony wprost słowami: z jednej strony „my – duchowieństwo”, natomiast „oni” to świecki ludek wierny, który na szczęście zapełnia jeszcze kościoły, ale niewiele rozumie i niekoniecznie można na nim polegać, więc lepiej jeśli sami załatwimy wszystko w parafii. Ale też istnieje odwrotny stereotyp: „my” to wierni świeccy, natomiast „oni”, duchowni, są jakby na innej planecie, nie mają ochoty poznawać naszych problemów, żyją wygodnie i dostatnio...
 
 
dr Anna Zajchowska
Jerozolima, Compostella, Rzym, Gniezno, Święty Krzyż, Kraków, Jasna Góra - to zaledwie początek długiej listy chrześcijańskich sanktuariów. Sława jednych przemijała, inne zyskiwały na znaczeniu. Wierni wyruszali do nich z nadzieją na uwolnienie od swoich poważniejszych lub mniej poważnych problemów...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS